czwartek, 15 listopada 2012

Wyjaśnienia

Przepraszam was że nie piszę przez długi czas ale byłam chora, a teraz przeżywam śmierć kogoś bliskiego i wolałabym w tym tygodniu nie pisać na blogu. Mam nadzieję że zrozumiecie lecz staram się jak mogę by znaleźć czas, jak poprawi mi się samopoczucie to wtedy wstawię nowego posta czyli prawdopodobnie w następnym tygodniu.
Wielkie przepraszam i proszę o zrozumienie paska10

piątek, 5 października 2012

Rozdział 7


 Na początek chcę was bardzo ale to bardzo przeprosić za moją nieobecność w ciągu tych kilku miesięcy. Chciałam pisać, uwierzcie! Ale niestety nowa szkoła, nowi ludzie i najważniejsze to o wiele, wiele, wiele, wiele, wiele... więcej nauki. Teraz to nawet z trudem znajduje czas w ciągu tygodnia żeby spać... Ale czasami biorę laptopa do siebie i napiszę kawałek. W każdym razie przepraszam za to że tyle czasu nie pisałam. Postaram się wrzucać posty co tydzień ale nie obiecuje. Jak nie będzie to spodziewajcie się go w następny weekend. Ale zawsze będę się starał robić dłuższe w tym czasie.
******************************************************
       -A tak dokładnie to, co działo się w zamku po ucieczce królowej? –Zapytała Ambre, gdy skończył opowiadać. Emma siedziała z podkulonymi nogami wpatrzona w ogień strzelający na wszystkie strony.
-Można powiedzieć, że był to zorganizowany chaos, ale można też powiedzieć, że mój dziadek jest młody inaczej, ale to już byłaby lekka przesada. Właśnie tak było w zamku. Panowało po prostu bezkrólewie i tyle. –Na czole Emmy pokazała się zmarszczka.
-Ale skoro król Rechall wrócił wtedy do zamku to nie mógł przecież ponownie zniknąć. Czy nikt go nie szukał potem? Bo przecież musiał ktoś go szukać. –Mówiła Emma i wyprostowała jedno kolano.
-Cóż… Prawda, byli pewni ludzie, którzy go szukali, ale dokładnie nie wiadomo, co się z nimi stało. Moja teza jest taka: chowają się po kątach całej Mexi bojąc się reakcji Karissa. To jednak nie jest ich wina. Wszyscy się go boją z zamku jednak nikomu, on, nie pozwala handlować czy nawet wychodzić poza swoją dzielnicę miasta. Zbudował pomiędzy nimi mury, a w nich bramy, które miały pomóc utrzymać ludzi w jednym miejscu. Teraz jednak nawet przeprowadza kontrole, bo wie, że nasza spółka działa coraz lepiej.
-Chyba czegoś nie rozumiem. –Stwierdziła Emma. –Skoro działacie to, czemu nikt nie wydostanie stamtąd tych ludzi. Przecież ich obrona nie może być aż tak dobra.
-Stwierdzenie godne mistrza sztuk walki. Ale niestety mimo naszych prób nie udało nam się wedrzeć do zamku ani razu. Zawsze coś nie wychodzi. Czy to strażnik z wieży nas zauważy, czy po prostu nie mamy szczęścia, ale zawsze coś.
-To znaczy, że zawodowcami nie jesteście. –Powiedziała z prowokacją Emma. 
-Mów za siebie. Jeszcze nie wiedziałaś nas w akcji. –Mówił z dumą Daniel. -Ale skoro rankiem wracacie do swojego świata to raczej nie zobaczycie. Nawet z wyjaśnień... Ambre, ( dobrze mówię?) Niezbyt o was wiem.- Emma rozsiadła się identycznie jak Ambre. 
-A, co chcesz wiedzieć? -Zapytały równo, a później spojrzały się na siebie
i wybuchnęła, jedna i druga śmiechem. Daniel uśmiechnął się szerzej.
-Może najpierw to czy to wam się często zdarza, i czy nie jesteście rodzeństwem? -Dziewczyny spojrzały na niego z rozbawieniem.
-Po pierwsze to jeszcze nigdy nam się nie zdarzyło... -Zaczęła Ambre.-...A po drugie to nie jesteśmy siostrami. -Dokończyła Emma.
-Tak... -Powiedział niepewnie Daniel, a przyjaciółki powstrzymały śmiech. -Na poważnie to ciekawi mnie skąd jesteście. -Daniel wciąż się z nich podśmiewał pod nosem.
-Chyba tego nie zrozumiesz, bo pochodzimy z równoległego świata. Tak przynajmniej sądzę.-Rzekła Ambre nie specjalnie przejmując się tym, co powie Emma.
-Albo to tylko sen. -Dodała jej przyjaciółka, a Ambre trzepnęła się w głowę.
-No tak oczywiści to sen... -Powiedziała sarkastycznie. -... I obu nam śni się ten sam i to samo, obie czujemy gorąco od ognia i obie widzimy tego człowieka... -Tu na niego spojrzała.-... Czy istotę? To raczej nie możliwe. Ale skoro tak sądzisz to już wiemy, dlaczego jesteś taka spokojna.
-Tak, tak śmiej się dalej. Powiedziała dziewczyna, która uważa, że istnieje coś takiego jak równoległy świat. W takim razie jak wyjaśnisz TO. -Rzekła z naciskiem Emma i wskazała dłonią wszystko dokoła.
-Prawda.
-Tak, chyba złudzenie optyczne. -Rzekła sarkastycznie Emma.
-Dobrze, ale w każdym razie, obojętnie czy jestem jakimś waszym wymysłem, czy nie, to chciałbym się dowiedzieć jak dostałyście się do naszego świata. -Dziewczyny spoważniały.
-Nie mamy pojęcia. Nagle przed nami otworzył się ogromny portal czy jakieś magiczne drzwi i przeniosło nas tutaj. -Powiedziała Ambre do Daniela jednak Emma musiała mieć swoje zdanie.
-W sumie był to po prostu okrąg światła, który pojawił się z nikąd.
-W porządku.
-Ale powiedz, skoro trwa wojna to, dlaczego nam tak łatwo zaufałeś? –Zapytała Emma z zaciekawieniem.
-Powiedzmy, że nie wyglądałyście tutejszo ani groźnie. –Powiedział Daniel przymrużając oczy.
-Jak chcesz to mogę zrobić ci taki łomot, że pożałujesz swoich słów. -Zagroziła mu Ambre jednak uśmiechnęła się przy tym.
-Dobrze, dobrze. Chodziła mi o to, że miałem przeczucie.
-To chyba u was normalne. Bo u nas to oznaczałoby, u większości, kłamstwo. Jedno mnie tylko zastanawia... -Rzekła Emma zamyślona.-...Nie zdziwiło cię zbyt to, że przeszłyśmy do waszego świata przez jakiś Magiczny portal. Nie zastanowiło cię to? -Zapytała dziewczyna spoglądając na ogień jakby w nim szukając odpowiedzi. Daniel przeciągnął się i położył na plecach nogami do ogniska, a oczyma patrząc na gwiazdy.
-Jest tu niewiele magii jednak ona istnieje, a jak już się pojawia to zwykle jest ona rzadka. Mnie to interesuje jednak nie wiedziałbym, co wam zadać i jakie pytania żeby wytłumaczyć, Holinowi.
-Kto to, Holin? -Spytała Ambre patrząc na chłopaka.
-Mój przyjaciel, wychowawca i jednocześnie wspaniały nauczyciel. Zna się na wszystkim, czego można by się nauczyć i zobaczyć. Żyje na świecie dłużej ode mnie, dlatego o magii i tego typu sprawach zna się lepiej niż ja.-Emma przysłuchiwała się mu jednak słyszała tylko te rzeczy związane z tutejszą kulturą i zwyczajami. Ambre zaś każde jego słowo trawiła, a późnej przyswajała. Zrozumiała z tego, że owy Holin, o którym mowa, jest dla Daniela bardzo ważnym człowiekiem i zastępuje mu ojca. Ambre, jako jedna z nielicznych ludzi na całym świecie umiała wychwycić z wypowiedzi więcej niż by się mogło wydawać. Słysząc głos i widząc twarz umiała dostrzec nawet najgłębiej skrywane uczucia. Nikomu jeszcze o tym nie mówiła, bo uważała to za zbędne. Jednak teraz zrozumiała, jaki to dla niej plus. Wiedziała, tylko z kilku zdań, że Daniel stracił rodziców, lecz nie okazywał smutku. Jakby już do tego przywykł. Jednak widać było, że nie chce o tym rozmawiać.
-Ambre, czy nie zastanawia cię jak my się stąd wydostaniemy? -Faktycznie, to był jeden z ich głównych problemów. Niespecjalnie znały ten las, a tym bardziej drogę powrotną.
-Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. -Rzekła Ambre i spojrzała na przyjaciółkę ze zdziwieniem. -Może szanowny pan Daniel raczy powiedzieć nam gdzie znajduje się miejsce, z którego przyszliśmy. –Obie dziewczynki spojrzały znacząco na chłopaka, a ten tylko pokiwał głową w przód i w tył jakby się nad czymś zastanawiał, lecz po chwili odrzekł:
-Tak, mogę wam pokazać gdzie was spotkałem.
-Mam tylko jedno pytanie... -Rzekł. -Czy nie zachciałybyście zostać tu jeszcze jeden dzień i spotkać się z moim przyjacielem? -Jako pierwsza odezwała się Ambre:
-Cóż... Mogłybyśmy zostać gdyby nie fakt, że siedzimy tu już dość długo i to wszystko jest cudowne, lecz powiem to, co myśli Emma - "Czas wracać." -Na to jednak Emma pokręciła głową w przeczeniu.
-Pierwsza rzecz to ja wcale w ten sposób nie myślę, a po drugie to skoro jest możliwe istnienie drugiego świata lub też złudzenie to chyba czas u nas jest niezmienny. Prawda? -Daniel i Ambre spojrzeli na siebie później na Emmę. Chłopak po chwili zastanowienie powiedział:
-Może mój przyjaciel mógłby odpowiedzieć na to pytanie. Lecz wpierw musicie mi powiedzieć czy idziecie czy nie. -Ambre nie zastanawiając się długo rzekła:
-Idziemy! -Na to Emma pokręciła głową.
-Ja mogę się też na to zgodzić, jeżeli obiecasz, że nie będzie żadnych sztuczek i odprowadzisz na powrót w miejsce spotkania.
-Obiecuje.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Wyjaśnienia od autorki

Jaka ja jestem głupia bo mi się wszystko usunęło co do was pisałam... HRRRRRRRRRRRR!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dobra... spokojnie ochłonęłam.;) Ale w każdym razie przepraszam za mój niebyt w ostatnich miesiącach. Ale sami rozumiecie... WAKACJE ! No i jeszcze wyjazdy, odwiedziny... i to w sumie dlatego nie pisałam tyle czasu bo w domu bywałam tylko w pojedyncze dni i nie mogłam nawet zbliżyć się do laptopa na sekundę (nie mówię już o komputerze głównym). No i w sumie to teraz nawet mimo niesprawnego laptopa (klawiatura się psuje i czasem może brakować liter czy przecinków) postaram się pisać względnie często.

Jednakże teraz czas na mój mały konkursik. Tyle różnych pomysłów i fantazji do mnie przyszło że szczerze powiem że wszystkie wasze pomysły mnie zaskoczyły i wszystkie umieściłabym na blogu w mojej opowieści. Ale co tu zrobić... Kilka waszych pomysłów wykorzystam później w dalszych rozdziałach. Jednak najwcześniej przyszła do mnie historia: Zło Wcielona taki ma nick autorka i wspaniała przyjaciółka na której strony, blogi i profile serdecznie zapraszam!

Jeszcze raz przepraszam za mój niebyt.

Wasza droga autorka:      paska10      ( ;

sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 6 CD Historia Mex'y


         Więc zacznijmy od początku…
To jest Mexa lub jeżeli wolicie Lurd. Kilka lat temu panował tu ład i porządek którego może pozazdrościć każda rzeczywistość. Rządził tu w ten czas Rechall, król dobry i sprawiedliwy. Miał on żonę, Sebeth która wkrótce po ślubie urodziła mu potomka. Jednak para królewska chciała zachować to w tajemnicy co też się im udało choć z trudnością. W tych właśnie czasach Mex’a była u szczytu potęgi można powiedzieć że był to jej złoty wiek. Każdy cal królestwa był zadbany, a wszyscy mieszkańcy darzyli się nawzajem ogromnym zaufaniem. Jednakże…
Po kilku latach beztroskiego życia, coś wstrząsnęło krajem. Mianowicie buntownicy którzy zaatakowali wschodnie granice i jak fala zalali całą wschodnią część kraju. Król zareagował błyskawicznie i wysłał legiony które miały zapobiec rozprzestrzeniającym się wojownikom. Coś jednak poszło nie tak… Kilka dni po wysłaniu wojsk Rechall zniknął… Nie zostało po nim nic żaden ślad, po prostu zniknął. Cały kraj pogrążył się w strachu. Wysłane przez króla obrońcy zostali pokonani choć dokońca nie wiadomo dlaczego. Królowa próbowała temu zapobiec jednak nie zdołała bo gdy wysłała legiony pod granice do zamek dotarli buntownicy i wojownicy których wysłał wcześniej Rechall. Byli jakby opętani, nieobecni. Po kilku dniach zaatakowali stolicę i zamek. Zajęli go błyskawicznie bo osłabiony, nie miał zbyt wiele wojska. Właśnie gdy mięli atakować pałac z nikąd pojawił się król i wtargnął do niego pierwszy.
-To znaczy że Rechall jakby na to czekał. –rzekła Emma, a Daniel w odpowiedzi pokiwał głową.
-Otóż to! Gdy wyszedł krzyknął że królowa zniknęła, a wraz z nią potomek. Ale nie krzyczał tego do armii tylko do ludu który chował się po zamku. Tuż po tym zniknął. Zupełnie jak wcześniej, a na zamku władzę przejął uzurpator i jeden z baronów sąsiedniego królestwa Kariss. Tuż po tym, całym krajem wstrząsnął kryzys który pożarł głodem ponad połowę ludzi ,a i jeszcze teraz mimo naszej pomocy wielu mieszkańców jest bitym znieważanym i cierpi głód, a także niedostatek. Nikt nigdy mu się nie postawił i my jesteśmy pierwsi.-ostatnie zdanie wymówił z wyraźnym smutkiem w głosie.
-Mówiąc „my” kogo masz na myśli?- zapytała tym razem Ambre wyprostowując nogi jednak nie spuszczając oka z Daniela.
-Jestem jednym z ludzi którzy prowadzą bunt przeciwko samozwańczemu władcy.
-Czyli jesteś jednym z członków ruchu oporu? –zapytała Emma z niewyjaśnioną ciekawością.
-Tak... myślę że można to tak nazwać. –powiedział obojętnym głosem jednak widać było że podśmiewa się pod nosem.

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 6


         Emma siedziała cały czas skulona przy ognisku z brodą opartą o kolana. Patrzyła już trochę spokojniejszym wzrokiem jednak i tak w jej głowie cały czas była burza. Myśli odpływały jej od rzeczywistości co nigdy się jeszcze nie zdarzyło.
         Nagle coś przenikło przez mgłę myśli do jej podświadomości. Był to raczej czyjś głos, dobrze jej znany.
-Emma, czy wszystko w porządku? –dziewczyna potrząsnęła głową by otrzepać się choć trochę z chaotycznego amoku. Spojrzała w stronę z której dobiegał dźwięk jej tak dobrze znanego głosu. Był to raczej tylko szept w jej głowie ale dosłyszalny. Ambre patrzyła na nią z pytającym spojrzeniem. Twarz jej przyjaciółki świeciła się w blasku ognia. Nawet nie zauważyła jak nastał mrok. Ciemność ogarnęła cały las. Wszystkie dźwięki były bardziej słyszalne i wyczuwalne.
-T… tak. –lecz  znów się zdziwiła bo zobaczyła siedzącego po przeciwnej stronie, mężczyznę z brązowymi jak kasztan włosami sięgającymi trochę powyżej ramion. Oczy miał koloru zieleni. Możliwe że jej się zdawało ponieważ blask ogniska był zwodniczy.-To znaczy nie!- Krzyknęła nagle także je przyjaciółka i nieznajomy podskoczyli ze zdziwienia. –Dlaczego wciąż jesteśmy tu, a nie w naszym domu! Wracam! –i na to słowo wstała i odwróciła się od ogniska. Lecz gdy chciała postawić krok zastanowiła się przez chwilę. Ambre złapał ją za rękę i wstała.
-Emma posłuchaj mnie uważnie. To jest prawdziwe! -krzyknęła- W sensie prawda! Przeszłyśmy przez portal i jesteśmy! To nie fikcja ani sen! To... -nie wiedziała jak to określić więc westchnęła. Emma spochmurniała.
-Tak! Dlatego chcę już wrócić! To nie jest dla mnie! Nie na moją głowę! -Ambre znów westchnęła.
-Emma, posłuchaj choć przez chwilę. -dziewczyna mówiła spokojniejszym głosem. -O tym wszystkim marzyłam. Nareszcie coś się dzieje w moim życiu. Zawsze chciała wyjechać gdzie indziej. Zobaczyć świat.
-Tak tylko że to nie jest nasz świat,a my nie wyjechałyśmy tylko jakimś dziwnym sposobem się przeniosłyśmy. -po tych słowach do rozmowy wtrącił się Daniel.
-To znaczy że nie jesteście stąd? -zdziwił się, a na jego słowa obie dziewczyny odwróciły się.
-Nie i właśnie sobie idziemy lub tylko ja. -przy tych słowach spojrzała znacząca na Ambre.
-Tak to prawda nie jesteśmy stąd. -przytaknęła dziewczyna. -Myślałam że zauważyłeś? -powiedziała zdziwiona.
-To prawda. Ale skąd mogłem wiedzieć? No cóż ale chyba nie macie zamiaru wracać po ciemku przez Gorlith?- obie spojrzały na niego niezrozumiale. -To ten las. Nie radził bym wam chodzić po nocy i w ciemności przez niego. Zwłaszcza w tych trudnych czasach. -chłopak patrzył na nie i wskazał ręką miejsca przy ognisku.
-Ale dlaczego trudne? - zaciekawiła się Emma. Ambre na nią spojrzała ze zdziwieniem tak ogromnym że aż nie mogła sama uwierzyć że tak umie. Ta sama dziewczyna która przed chwilą histeryzowała z powodu tego że jest w jakimś nieznanym lesie i świecie, że chce wrócić, teraz zaciekawiła się tym co powiedział nieznajomy człowiek z tego właśnie świata. Była w szoku. Je przyjaciółka zawsze racjonalnie myśląca i "stojąca stałym gruncie" teraz umiera z ciekawości.
-Cóż skoro was to tak ciekawi, bo jestem pewien że Ambre także chciałaby to wiedzieć, to słuchajcie...
******************************************************
Cześć i jak na razie mam nadzieję że wam się podoba. Przepraszam za to że nie pisałam tak długo. Po prostu nie miałam za bardzo pomysłu i trudno by mi się pisało bez TEGO.
Ale nie bez przyczyny piszę do was na końcu. Mam mały konkursik który może nie jest do końca konkursem ale zawsze coś. 
Konkurs polega na tym by  wysłać mi na maila lub napisać w komciach dlaczego czasy w których żyje Daniel są trudne. Ja mam pomysł że może to być wojna lecz nie jest do końca dopracowany. Proszę POMÓŻCIE!!!
Oto moje 2 e-mail e :
-paska10@interia.pl
lub
-paska100199@gmail.com 
To do "napisania" ;)) 

wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział 5 CD

Rozdział 5 CD
Wydawało się że jej przyjaciółka straciła całą wiarę w siebie. To co dla Ambre było wspaniałe, dla Emmy było przerażające. Dziewczyna spojrzała na nią i spytała opiekuńczym głosem:
-Emma? Czy wszystko w porządku? -Nagle coś zwróciło uwagę Ambre. To był ruch za drzewem który wyraźnie świadczył o tym że ktoś tam się czai. Emma także to zauważyła i jeszcze bardziej wystraszona powiedziała:
-Chodźmy już stąd! -Ambre pokręciła głową w zaprzeczeniu.
-Najpierw sprawdzimy co tam się kryje.- I bez pytania o zgodę pociągnęła opierającą się przyjaciółkę w stronę owego drzewa. Mimo sprzeciwu Emmy podeszła jak najbliżej i zajrzała za wielkiego dęba.
Za nim siedziała skulona postać. Chłopak w ich wieku z dziwnym zielonym płaszczem na plecach. Przez ramię miał przewieszony łuk, a z kolei u pasa trzymał pochwę od sztylety, zapewne z zawartością. Spojrzał na obie dziewczyny i jak sprężyna wstał naciągną łuk i wymierzył strzałę w przyjaciółki.
-Co tu robicie? -zapytał stanowczym głosem. Ambre poczuła jak ręka Emmy ciągnie ją z powrotem do kręgu jednak ona nie wzruszona stała jak skała i już wiedziała że to nie sen.
-Ha! Co za maniery! Pan to już nawet nie umie powiedzieć: "Witam." lub też "Dzień dobry, co tu panienki robią". -powiedziała to stanowczo tak że chłopak się zdziwił. -Ale skoro tak to nic tu po nas Emma. Chodźmy stąd. -Odwróciła się na pięcie i chciała już ruszyć w stronę kuli gdy poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
-Masz rację. Głupio się zachowałem. Ale skoro tak ci zależy na manierach...- powiedział to jakby z dziwnym zażenowaniem.
-Nie, wcale mi nie zależy. Tylko tak po prostu nic innego mi do głowy nie przychodziło.- Wypaliła Ambre co nieznajomego zupełnie zbiło z tropu ale i rozśmieszyło.
-Czyli lubisz wyprowadzać ludzi z równowagi. Bardzo ciekawe...-Teraz jakby naśmiewał się z niej w duchu.
-A ciebie co tak bawi?! -Zdziwiła się zirytowana dziewczyna.
-A zupełnie nic... -i o mało nie wybuchł śmiechem. -Jestem Daniel. -Powiedział chłopak i uśmiechną się do dziewcząt.


 

wtorek, 29 maja 2012

Rozdział 5

Po pierwsze chcę was przeprosić że tak długo nie pisałam. Byłam zajęta i z trudem udaje mi się znaleźć czas na kompa nawet ta notka jest krótsza.

Rozdział 5
         Wielokolorowy okrąg świetlił się przed dziewczynami. Obie wyrażały zupełnie odmienne uczucia. Emma była przerażona, a Ambre świeciła ciekawością i zdziwieniem. Patrzyły tak na krąg przez dłuższą chwilę. Ambre wyciągnęła rękę jakby chciała dotknąć tego i przekonać się że jest to prawda. Nagle na jej ręce spoczęła ręka Emmy. Ambre jakby wyrwana z transu spojrzała na swoją towarzyszkę. Emma była przerażona ale także bała się o Ambre dlatego jej nie puściła. Jakby nieświadomie Ambre powiedziała:
-To niesamowite! –Emma nie zmieniła swojego wyrazu twarzy tylko powiedziała:
-Ale przecież to nie jest możliwe i przeczy…
-Chodź zobaczymy co to! -Ambre przerwała jej i złapała ją za nadgarstek i pociągnęła w stronę kręgu. Wskoczyły w wielką otchłań światła. Było ono tak oślepiające że obie dziewczyny musiały osłonić sobie oczy wolną dłonią. Gdy je odsłoniły ich oczom ukazał się las i podobny zagajnik jaki miały przed swoim domkiem. Jednak gdy z niego wyszły las wydawał się bardziej gęsty, a przyroda była bardziej bujna. Zniknęła także droga którą co dzień chodziły. Był tylko las, las, las, a no i …las. Żadnych widocznych domów, żadnej cywilizacji.
Emma wciąż stała w miejscu ze ściśniętym nadgarstkiem, a Ambre olśniona pociągnęła swoją przyjaciółkę i szła w głąb lasu. Nagle jakby coś ją powaliło na ziemię pociągnęło ją w tył. Była to ręka Emmy.
-Co ty wyrabiasz?! –spytała oburzona dziewczyna gdy jej przyjaciółka o mało nie upadła.
-A co nie widać?!- spytała Ambre i spojrzała na swoją towarzyszkę. Nagle jej twarz zmarkotniała. Emma wyglądała na złą, wystraszoną i zagubioną.
CDN

niedziela, 29 kwietnia 2012

Rozdział 4


Rozdział 4
         -Mówię ci. Wystarczy, że otworzysz swój umysł nie na to, co jest logiczne, lecz na to, co magiczne i niezwykłe.-powiedziała Ambre gdy obie z Emmą siedziały na hamakach na drzewie w domku.
-Ale ja go przecież otwieram na to, co niezwykłe.
-Tak? –Ambre spojrzała na nią sarkastycznie.
-No przecież dziś ta pani, co stała i oglądała Ja i mój pies miała taką dziwną fryzurę. Wyglądała jakby jej bóbr wlazł na głowę. –Ambre wybuchła śmiechem. – A ty z czego się śmiejesz? No co? Ty jej nie widziałaś więc nie możesz określić czy…
-…nie… o to… mi… chodziło.-powiedziała Ambre z trudem łapiąc oddech.      –No to o co? Bo nie rozumiem. –powiedziała Emma
-Otwórz umysł na fantazję i na… a właśnie masz marzenia? –spytała Ambre nagle jakby w głowie zaświtała jej myśl. Emma trochę zbita z tropu powiedziała dość niepewnym głosem:
-No tak ale niezbyt…
-Wyśmienicie! –Ambre prawie krzyknęła i klasnęła w dłonie. –Więc teraz w nie uwierz, jak najmocniej możesz. Tak żebyś była pewna że się spełnią, tak że choć może są niemożliwe ty uwierz że się spełnią.
-Ale Ambre ja…
-Wiem że wydaje ci się że nie umiesz ale choć spróbuj. – powiedziała Ambre dość przekonującym głosem. Emma nabrała powietrza jakby chciała coś powiedzieć lecz potem zamknęła je. Zdała sobie sprawę że jak trochę się postara to może jej przyjaciółka przestanie tym jej zawracać głowę. I wyobraziła sobie swoje największe marzenie…
         Ambre czekała cierpliwie aż jej przyjaciółka w pełnym przekonaniu powie słowo…
-Wierzę! –odezwał się głos Emmy, a Ambre widziała w jej oczach prawdziwą wiarę. Teraz i Ambre uwierzyła i coś nagle się stało. Małe pudełko w kieszeni Ambre zaczęło drgać i świecić. Dziewczyna szybko wyjęła je i otworzyła. Tym razem oba medaliony miały przyczepiony do siebie łańcuszek, który lśnił nie mniej niż reflektory przy stacjach. To były naszyjniki. Ambre wzięła jeden (ten z łukiem) i założyła go na szyje. Podała pudełko Emmie. Ona niepewnie stała i wpatrywała się w jeden z medalionów. Ambre wzięła jej rękę i włożyła w nią pudełko. Emma trochę przestała się obawiać jednak wciąż miała w sobie strach. Spojrzała na Ambre, a ta kiwnęła głową by ją zachęcić do wzięcia medalionu. Emma wzięła błyszczący przedmiot i zawiesiła go na szyi. Ambre poklepała ją po ramieniu i się uśmiechnęła. Ale nagle obie wystraszyła nagła fala światła i przed nimi ukazał się krąg światła i … magii ?


Ten post jest krótszy i chyba będę teraz takie robić. ( ;

czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział 3


Rozdział 3
         Ambre wstała jak zwykle przed wschodem słońca. Przynosił jej ukojenie i spokój. Wschód słońca był tego ranka bardziej czerwony niż zwykle. Iskrzył się niczym rozżarzone węgle, które przed chwilką wyjęto z jaskrawego ognia, a po chwili przemieniało się to w pomarańczę dorodną, która czeka na zerwanie. Wszystko to kończyło się wraz z blaskiem gwiazd, które dawały nadzieję i spokój, którego nigdzie indziej nie da się doznać. To wszystko dawało wschodowi wspaniały wyraz. Każdy z nich był dla Ambre inny i jeszcze bardziej wspaniały niż poprzedni. Siedziała na balkonie i czekała na pierwszy promień, który ogrzewa jej twarz. Gdy się pojawia czuje jakby przechodził przez nią ciepły dreszczyk, który wywołuje na jej twarzy uśmiech.
         Gdy Emma wstała zobaczyła, że Ambre nie ma w łóżku. Zaczęła się martwić, lecz wystarczyło, że spojrzała przez okno i już wszystkie obawy znikły. Widziała wschód słońca, który przez chwilę przysłonił się sylwetkę jej przyjaciółki. Dziewczynki obie już wpatrywały się w pierwsze promienie wschodzącego słońca. Każda chwila przybliżała je do odejścia od jasności i wejścia do środka, jednak, że nie martwiły się tym, lecz cieszyły się chwilą, która dawała im tyle radości i spokoju. Cały świat znikną zostały tylko one i słońce. Tą błogą ciszę przerwało wołanie matki Emmy. Szybko i zręcznie ubrały się i zeszły na dół. Dochodziły z jadalni przewspaniałe zapachy. Przeplatała się woń świeżego i chrupiącego chleba oraz ciepłego mleka. Dziewczynki przyciągały te zapachy i z lekkością zsunęły się po schodach. Emma osunęła się na krzesło z wielką gracją, jakby robiła to, co dzień. Tego wszyscy mieszkańcy Gradewood zazdrościli jej. Była miła i sympatyczna, nigdy nikogo nie urażała i wszystko, za co się zabierała, każda praca, którą wykonywała sprawiała jej przyjemność, ponieważ umiała dostrzec pozytywne strony i cechy wykonywanej przez siebie roboty. Myślała racjonalnie i zawsze uważała na to, co robi. Kochała wszystko, co żyje, a najlepszym dowodem na to jest jej najlepsze miejsce do spędzania wszystkich wolnych chwil, czyli las.
         Ambre podobnie jak jej przyjaciółka tak, że była miła i kochała wszystko, co żyje, jednak ona była pełna energii i ekscytacji. Wszystko dla niej było piękne i wspaniałe. Każdy choćby najmniejszy ptaszek czy kwiatek był dla niej cudem. Zaskakiwało ją piękno przyrody i jej zwyczaje. Dla obu dziewczynek wydawał się świat piękny, lecz każda wyrażała się w inny sposób. Obie rozumowały tak samo, lecz inaczej to przedstawiały. Nikt na całym świecie nie miał takiej wyobraźni i wszechstronności jak one.
         Nawet nie zauważyły jak miną im cały ranek i jak znalazły się w domku.
-Dobra to, od czego zaczynamy? –Zapytała Ambre.
-No przecież trzeba najpierw zerknąć na projekty.-Powiedziała Emma i wyjęła ze skrzyni małą szkatułkę gdzie były one złożone. Każda wzięła swój i zaczęły się prace.
-Najpierw trzeba poznosić patyki i jakieś gałęzie.
-Dobra ty idź ich poszukaj, a ja sprawdzę czy aby na pewno wszystko się zgadza powiedziała Emma. Ambre zaś zeszła z domku i poszła poszukać gałęzi. Oddaliła się już tak daleko, że wcale nie było widać ich zagajnika. Wtem zobaczyła małą dziuplę. Podeszła do niej, a co tam zobaczyła zadziwiło ją bardzo. W środku na samym dnie leżały dwa kamyczki o tym samym kolorze. Wyjęła je i dmuchnęła na nie by kurz osadzony na nich zmył się. Nagle nad nią wszystko, co się wniosło, wraz z wiatrem, opadło na to samo miejsce. Więc znów spróbowała i znów opadło na to samo miejsce. Szybko pobiegła do Emmy By pokazać jej to, co się stało.
         Emma właśnie przygotowywała i mierzyła ich domek go pojawiła się Ambre.
-Co ci się stało?! Wyglądasz jakbyś przebiegła cały las.
-Możliwe, że tak było. Ale patrz! Znalazłam je w dziupli nie prawdaż, że są piękne? –I otworzyła ręce. Wtedy oczom Emmy ukazały się dwa kamienie o identycznym kolorze.-Mam pomysł! Weźmy po jednym i zróbmy w swoich domach dla nich specjalne miejsce. Każdego razu, gdy przychodzić będziemy do siebie będą…
-Chyba się rozpędziłaś. Nie dajesz mi dojść do słowa. Według mnie to może wpierw obejrzeć je. No, bo przecież jak mogły znaleźć się wewnątrz pnia. Choć może ktoś je tam włożył. Sama już nie …
-Tak, tak, ale kto był by tak głupi i włożył je tam. Ja to bym sobie je zostawiła, bo są takie śliczne. Ciekawe, że… -za wahała się dziewczynka-, gdy próbowałam je oczyścić dmuchając… wszystko unosiło się, a potem opadało na to samo miejsce. Dziwne, prawda? –Emma pochyliła się nad kamieniami, które Ambre trzymała w ręce i spróbowała dmuchnąć. Było tak jak Ambre opowiadała wszystko się wzniosło a potem opadło na to samo miejsce.
-Faktycznie bardzo dziwne. To na pewno jakieś …
-…czary. Też o tym pomyślałam.
-Nie! Przecież to nie możliwe. Chociaż ciekawie by było tak po marzyć. Ale to nie możliwe powtarzam. – Powiedziała to i położyła się na hamaku.
-Oj, no weź, że choć raz pomarz Emma. Ja mam już dość ciągłej tej twojej logiki. Każdego dnia słyszę tylko fakty jakby… - Ambre przerwała wpół zdania i popatrzyła na swoją towarzyszkę. Emma wstała i popatrzyła na nią z oburzeniem. Ambre dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedziała i zarumieniła się Obie wiedziały o tym, że źle postąpiły.
-Może jak mówisz położymy je na wspaniałym miejscu. Takim jak to pudełko… -i wyjęła z kieszeni małe złoto srebrne pudełko ozdobione muszlami i małymi dzwonkami zawieszonymi na końcach. Ambre zdębiała z wrażenia.
-Skąd to wzięłaś?
-Ze strychu. Moja mama czasem sprząta tam i ja jej pomagam. Ale to pudełko znalazłam sama.
-I, co wzięłaś to bez pytania?
-Tak. A co ja nie mogę już wziąć czegoś ze strychu?
-No możesz, ale to nie w twoim stylu. –Ambre przyglądała się pudełku przez chwile. Emma otworzyła pudełko. W środku były dwie podkładki w sam raz na kamienie. Nad podkładkami widniał napis „UWIERZ”. –Jak myślisz, co to oznacza?
-Nie mam pojęcia. Też nad tym myślałam, ale nic nie wymyśliłam.
-No cóż trudno. Może potem na coś wpadniemy. A teraz włóżmy do środka kamyczki… Dziwne, pasują jak ulał.
-To naprawdę … dziwne, ale ja bym na to nie zwracała większej uwagi. To tylko taki traf. Nic wielkiego. – I Emma wzruszyła ramionami dając znak, że trzeba już wracać do domu.
         -Emma jak myślisz powinnyśmy położyć to pudełko na honorowym miejscu czy bardziej gdzieś schować.- Zastanawiała się Ambre, gdy szły lasem do domu Emmy. Jednak odpowiedział jej tylko dziwny pomruk od strony swojej przyjaciółki. –Nad czym się tak zastanawiasz? Przecież miałyśmy już nie myśleć o słowie napisanym na pudełku.
-No masz racje. Ale mi nie o to chodzi. Nie zdziwiło cię to, że te kamyczki były jakieś dziwne. I ten brud … Nie sądzisz, że na to, co się stało nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia. –Podniosła głowę i spojrzała na nią a ona pojęła znaczenie jej słów. Potem już się nie odzywały i w milczeniu weszły do domu. Pani Wiliam czekała już na nie z kolacją. One usiadły bez słowa i zaczęły jeść.
-Cicho tu jak w grobie. –Powiedziała matka Emmy i spojrzała na dziewczynki. –Coś się stało? –Zapytała. Emma podniosła głowę i powiedziała:
-Nie nic. Po prostu nie mamy, o czym mówić. –Odrzekła dziewczynka i z powrotem spuściła głowę.
-No dobrze udam że w to wierzę. –powiedziała kobieta i z widocznym zmartwieniem wstała od stołu.
         Obie dziewczynki leżały już w łóżkach gdy odezwała się Ambre.
-Emma?
-Co…
-Jak myślisz czy istnieje inny świat. Poza naszym… taki… Drugi Świat.
-…udowodniono że… nie. Ale daj mi już spać.
-Dobrze. Em…
-Ja śpię. –powiedziała Emma pół przytomnym głosem. Ambre zrozumiała że jej przyjaciółka nie ma ochoty na rozmowę i nie chce żeby jej przeszkadzano.
         Następnego dnia obie dziewczynki spóźniły się do pracy. Wstały z łóżek bez słowa i nie odzywały się do siebie aż do wyjścia z samochodu przed sklepem.
-Ambre pośpiesz się bo się znów spóźnimy. Pan Grysica nigdy nam tego nie wybaczy.
-Tak, wiem. Już idę tylko wyciągnę moją torbę z bagażnika. –Nagle torba Ambre spada na ziemię, a z niej wypada małe pudełko.
-Uważaj! Coś ci spadło… Ambre to nasze pudełko! Po coś ty je wzięła?!
-Bo…
-Dobra zbierz to i biegiem do środka. –Obie wbiegły pędem do sklepu. Tuż przy drzwiach czekał na nie pan Rysica.
-Znów spóźnione. –Pan Jan Grysica był średniego wzrostu miał małą bródkę i nosił okulary. Miał już zsiwiałe włosy, oraz skórę miał już dość pomarszczoną. Widać było wiele lat ciężkiej pracy. Miał donośny i bardzo mocny głos. Charakterem był surowy, ale sprawiedliwy. Nigdy nie osądzał nikogo bez podstawnie, był bardzo poważny, ale Ambre i Emma kochały tego starego człowieka. –No, moje drogie panny. Dziesięć minut spóźnienia! Co macie do powiedzenia na swoje wytłumaczenie? Słucham! –Powiedział tonem niezbyt przyjemnym, Pan Grysica.
-No… Hm…
-Bo… My tylko…
-Co my tylko!? To nie jest po prostu straszne. Po raz kolejny zmarudziłyście przy wstawaniu? –Zapytał pan Jan, ale z taką miną jakby dokładnie znał już odpowiedź.
-…tak proszę pana…
-, …ale to się już więcej nie powtórzy. Obiecujemy! –Wykrzyknęła Ambre z widoczną odwagą, lecz gdy pan Grysica spojrzał na nią pewność siebie znikła z jej twarzy.
-Mama nadzieję. Tym razem przymknę na to oko, ale gdy się ta sytuacja powtórzy, będziecie miały kłopoty. –Odrzekł znużonym głosem i doszedł pośpiesznie. Obie dziewczynki spojrzały na siebie i podeszły do kasy.
         -Ambre zaraz kończymy pracę. Choć odmeldujemy się.
-Już tylko ułożę te książki na swoje miejsce.
-Pomogę ci.
-Nie nie trzeba.
-Ale…
-Nie! –Krzyknęła zła już Ambre.
-Dlaczego tak krzyczysz? Wystarczy powiedzieć. –Nagle z twarzy Ambre zeszła złość, a pokazał się smutek.
-O rany. Co ja mam ze sobą zrobić? Czuję się tak źle, że nawet na ciebie krzyczę. Co się ze mną dzieje? Czuję, że gdzieś muszę wrócić, ale nie wiem gdzie. To uczucie jest dziwne.
-To prawda ja też to czuję. Ale nie smutek, a złość. Złość, która narasta i jest, co raz bliżej wystrzelenia.
-Może faktycznie chodźmy się odmeldować. –Obie wstały i poszły do pana Grysicy.
         -Naprawdę nie wiem, dlaczego nie chcesz jeść kolacji. –Odezwała się pani Wilam, gdy dziewczynki usiadły do posiłku. –Zjedz, choć kawałek.
-Mamo, proszę. Nie chcę nic jeść.
-No dobrze nie będę cię zmuszać. –Ambre i Emma przy kolacji siedziały cichutko. Nie odzywały się do siebie, co dziwiło mamę Emmy, to znaczy Marię. Zawsze uważała Ambre za radosną i rozgadaną dziewczynę, która trochę rozświetli ich dom, a tu nic. Normą w jej życiu była dziewczynka cicha i zaczytana. „Przydałoby jej się w życiu trochę rozrywki”. Ambre poszła na górę dziękując za posiłek. Emma została tylko z mamą.
-Emmo. Powiedz kochana, co cię trapi. Jakieś dzisiaj z Ambre smutne jesteście. Czy coś się stało?
-Nic mamo. Ja też już pójdę. –Emma wstała od stołu i pobiegła na górę za Ambre. Gdy weszła do pokoju zobaczyła jak jej towarzyszka stoi, a w dłoni trzyma otarte pudełko.
-Ambre… wszystko dobrze? –Dziewczynka nadal stała bez ruchu, więc Emma podeszła do niej.
-Czy ty widzisz to samo, co ja? Patrz na napis. –Emma spojrzała na pudełko i też zamarła. Zamiast napisu „Uwierz”, zobaczyły dwa medaliony, a kamienie znikły. Obie dziewczynki spojrzały po sobie. Ambre wyciągnęła ze skrzyneczki jeden by się mu przyjrzeć bardziej. Był lekko brązowy pokryty już rdzą jak się zdawało Emmie. Miał kształt koła, w którym widniał łuk i strzały o wyraźnie innym kolorze. Łuk był mocno brązowy zaś strzała miała srebrny grot i pozłacaną lotkę, która z tego wszystkiego najbardziej rzucała się w oczy. Emma wzięła do ręki drugi medalion. Był raczej srebrny, choć przez długie lata nie było do końca widać. Była tam księga i co najbardziej dziwiło strzała, która miała widoczny grot o zaostrzonej końcówce koloru złota a lotka o ciemnej bieli. U obu medalionów gdzieś w tle był znak, ale dziewczynki niezbyt wiedziały, co to.
-Jak myślisz skąd one się wzięły? –Jęknęła Emma- Czy może ty robisz mi znów jakiś żart? –I spojrzała na nią pytająco
-Nie przysięgam, że nic nie zrobiłam. To jakoś samo tak…
-Może wiesz, kto tylko miał dostęp do tego pudełka.
-No… tylko ja jak wzięłam wczoraj je z domku, gdy byłyśmy tam po południu.
-Nie możliwe. Przecież to przeczy wszelkim teoriom logiki… -powiedziała Emma i osunęła się na podłogę. Ambre kucnęła koło niej i złapała na ramię.
-A może właśnie tak ma być. –Emma spojrzałam na nią pytająco a wtedy Ambre zobaczyła u swojej koleżanki smutek. –Tu nie trzeba myśleć… -Emma przybrała pytający wyraz twarzy. -…No daj spokój Emma przecież. Przecież musisz tylko otworzyć swój umysł.
-Jak to?! Otworzyć umysł. Ja go przecież otwieram, co dziennie i…
-Tak, wiem. Ale otwierasz na nie to, co trzeba. Po prostu „Uwierz”. –Emma siedziała na drewnianej podłodze i wpatrywała się w Ambre.
-Ale to…
-„… nie ma żadnego sensu”.- Dokończyła za nią Ambre. Nagle rozmowę dziewczynek przerwały otwierające się z piskiem drzwi i do pokoju weszła pani Maria. Spojrzała na nie, jednak Ambre szybkim ruchem ręki schowała pudełko za plecy.
-Czy coś się stało? Tak szybko odeszłyście od stołu. –Widać było, że pani Maria martwi się o dziewczynki.
-Nie nic mamo wszystko gra.- I obie pośpiesznie wstały z podłogi.
-To dobrze, bo mam dla was jabłecznik.