czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział 3


Rozdział 3
         Ambre wstała jak zwykle przed wschodem słońca. Przynosił jej ukojenie i spokój. Wschód słońca był tego ranka bardziej czerwony niż zwykle. Iskrzył się niczym rozżarzone węgle, które przed chwilką wyjęto z jaskrawego ognia, a po chwili przemieniało się to w pomarańczę dorodną, która czeka na zerwanie. Wszystko to kończyło się wraz z blaskiem gwiazd, które dawały nadzieję i spokój, którego nigdzie indziej nie da się doznać. To wszystko dawało wschodowi wspaniały wyraz. Każdy z nich był dla Ambre inny i jeszcze bardziej wspaniały niż poprzedni. Siedziała na balkonie i czekała na pierwszy promień, który ogrzewa jej twarz. Gdy się pojawia czuje jakby przechodził przez nią ciepły dreszczyk, który wywołuje na jej twarzy uśmiech.
         Gdy Emma wstała zobaczyła, że Ambre nie ma w łóżku. Zaczęła się martwić, lecz wystarczyło, że spojrzała przez okno i już wszystkie obawy znikły. Widziała wschód słońca, który przez chwilę przysłonił się sylwetkę jej przyjaciółki. Dziewczynki obie już wpatrywały się w pierwsze promienie wschodzącego słońca. Każda chwila przybliżała je do odejścia od jasności i wejścia do środka, jednak, że nie martwiły się tym, lecz cieszyły się chwilą, która dawała im tyle radości i spokoju. Cały świat znikną zostały tylko one i słońce. Tą błogą ciszę przerwało wołanie matki Emmy. Szybko i zręcznie ubrały się i zeszły na dół. Dochodziły z jadalni przewspaniałe zapachy. Przeplatała się woń świeżego i chrupiącego chleba oraz ciepłego mleka. Dziewczynki przyciągały te zapachy i z lekkością zsunęły się po schodach. Emma osunęła się na krzesło z wielką gracją, jakby robiła to, co dzień. Tego wszyscy mieszkańcy Gradewood zazdrościli jej. Była miła i sympatyczna, nigdy nikogo nie urażała i wszystko, za co się zabierała, każda praca, którą wykonywała sprawiała jej przyjemność, ponieważ umiała dostrzec pozytywne strony i cechy wykonywanej przez siebie roboty. Myślała racjonalnie i zawsze uważała na to, co robi. Kochała wszystko, co żyje, a najlepszym dowodem na to jest jej najlepsze miejsce do spędzania wszystkich wolnych chwil, czyli las.
         Ambre podobnie jak jej przyjaciółka tak, że była miła i kochała wszystko, co żyje, jednak ona była pełna energii i ekscytacji. Wszystko dla niej było piękne i wspaniałe. Każdy choćby najmniejszy ptaszek czy kwiatek był dla niej cudem. Zaskakiwało ją piękno przyrody i jej zwyczaje. Dla obu dziewczynek wydawał się świat piękny, lecz każda wyrażała się w inny sposób. Obie rozumowały tak samo, lecz inaczej to przedstawiały. Nikt na całym świecie nie miał takiej wyobraźni i wszechstronności jak one.
         Nawet nie zauważyły jak miną im cały ranek i jak znalazły się w domku.
-Dobra to, od czego zaczynamy? –Zapytała Ambre.
-No przecież trzeba najpierw zerknąć na projekty.-Powiedziała Emma i wyjęła ze skrzyni małą szkatułkę gdzie były one złożone. Każda wzięła swój i zaczęły się prace.
-Najpierw trzeba poznosić patyki i jakieś gałęzie.
-Dobra ty idź ich poszukaj, a ja sprawdzę czy aby na pewno wszystko się zgadza powiedziała Emma. Ambre zaś zeszła z domku i poszła poszukać gałęzi. Oddaliła się już tak daleko, że wcale nie było widać ich zagajnika. Wtem zobaczyła małą dziuplę. Podeszła do niej, a co tam zobaczyła zadziwiło ją bardzo. W środku na samym dnie leżały dwa kamyczki o tym samym kolorze. Wyjęła je i dmuchnęła na nie by kurz osadzony na nich zmył się. Nagle nad nią wszystko, co się wniosło, wraz z wiatrem, opadło na to samo miejsce. Więc znów spróbowała i znów opadło na to samo miejsce. Szybko pobiegła do Emmy By pokazać jej to, co się stało.
         Emma właśnie przygotowywała i mierzyła ich domek go pojawiła się Ambre.
-Co ci się stało?! Wyglądasz jakbyś przebiegła cały las.
-Możliwe, że tak było. Ale patrz! Znalazłam je w dziupli nie prawdaż, że są piękne? –I otworzyła ręce. Wtedy oczom Emmy ukazały się dwa kamienie o identycznym kolorze.-Mam pomysł! Weźmy po jednym i zróbmy w swoich domach dla nich specjalne miejsce. Każdego razu, gdy przychodzić będziemy do siebie będą…
-Chyba się rozpędziłaś. Nie dajesz mi dojść do słowa. Według mnie to może wpierw obejrzeć je. No, bo przecież jak mogły znaleźć się wewnątrz pnia. Choć może ktoś je tam włożył. Sama już nie …
-Tak, tak, ale kto był by tak głupi i włożył je tam. Ja to bym sobie je zostawiła, bo są takie śliczne. Ciekawe, że… -za wahała się dziewczynka-, gdy próbowałam je oczyścić dmuchając… wszystko unosiło się, a potem opadało na to samo miejsce. Dziwne, prawda? –Emma pochyliła się nad kamieniami, które Ambre trzymała w ręce i spróbowała dmuchnąć. Było tak jak Ambre opowiadała wszystko się wzniosło a potem opadło na to samo miejsce.
-Faktycznie bardzo dziwne. To na pewno jakieś …
-…czary. Też o tym pomyślałam.
-Nie! Przecież to nie możliwe. Chociaż ciekawie by było tak po marzyć. Ale to nie możliwe powtarzam. – Powiedziała to i położyła się na hamaku.
-Oj, no weź, że choć raz pomarz Emma. Ja mam już dość ciągłej tej twojej logiki. Każdego dnia słyszę tylko fakty jakby… - Ambre przerwała wpół zdania i popatrzyła na swoją towarzyszkę. Emma wstała i popatrzyła na nią z oburzeniem. Ambre dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedziała i zarumieniła się Obie wiedziały o tym, że źle postąpiły.
-Może jak mówisz położymy je na wspaniałym miejscu. Takim jak to pudełko… -i wyjęła z kieszeni małe złoto srebrne pudełko ozdobione muszlami i małymi dzwonkami zawieszonymi na końcach. Ambre zdębiała z wrażenia.
-Skąd to wzięłaś?
-Ze strychu. Moja mama czasem sprząta tam i ja jej pomagam. Ale to pudełko znalazłam sama.
-I, co wzięłaś to bez pytania?
-Tak. A co ja nie mogę już wziąć czegoś ze strychu?
-No możesz, ale to nie w twoim stylu. –Ambre przyglądała się pudełku przez chwile. Emma otworzyła pudełko. W środku były dwie podkładki w sam raz na kamienie. Nad podkładkami widniał napis „UWIERZ”. –Jak myślisz, co to oznacza?
-Nie mam pojęcia. Też nad tym myślałam, ale nic nie wymyśliłam.
-No cóż trudno. Może potem na coś wpadniemy. A teraz włóżmy do środka kamyczki… Dziwne, pasują jak ulał.
-To naprawdę … dziwne, ale ja bym na to nie zwracała większej uwagi. To tylko taki traf. Nic wielkiego. – I Emma wzruszyła ramionami dając znak, że trzeba już wracać do domu.
         -Emma jak myślisz powinnyśmy położyć to pudełko na honorowym miejscu czy bardziej gdzieś schować.- Zastanawiała się Ambre, gdy szły lasem do domu Emmy. Jednak odpowiedział jej tylko dziwny pomruk od strony swojej przyjaciółki. –Nad czym się tak zastanawiasz? Przecież miałyśmy już nie myśleć o słowie napisanym na pudełku.
-No masz racje. Ale mi nie o to chodzi. Nie zdziwiło cię to, że te kamyczki były jakieś dziwne. I ten brud … Nie sądzisz, że na to, co się stało nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia. –Podniosła głowę i spojrzała na nią a ona pojęła znaczenie jej słów. Potem już się nie odzywały i w milczeniu weszły do domu. Pani Wiliam czekała już na nie z kolacją. One usiadły bez słowa i zaczęły jeść.
-Cicho tu jak w grobie. –Powiedziała matka Emmy i spojrzała na dziewczynki. –Coś się stało? –Zapytała. Emma podniosła głowę i powiedziała:
-Nie nic. Po prostu nie mamy, o czym mówić. –Odrzekła dziewczynka i z powrotem spuściła głowę.
-No dobrze udam że w to wierzę. –powiedziała kobieta i z widocznym zmartwieniem wstała od stołu.
         Obie dziewczynki leżały już w łóżkach gdy odezwała się Ambre.
-Emma?
-Co…
-Jak myślisz czy istnieje inny świat. Poza naszym… taki… Drugi Świat.
-…udowodniono że… nie. Ale daj mi już spać.
-Dobrze. Em…
-Ja śpię. –powiedziała Emma pół przytomnym głosem. Ambre zrozumiała że jej przyjaciółka nie ma ochoty na rozmowę i nie chce żeby jej przeszkadzano.
         Następnego dnia obie dziewczynki spóźniły się do pracy. Wstały z łóżek bez słowa i nie odzywały się do siebie aż do wyjścia z samochodu przed sklepem.
-Ambre pośpiesz się bo się znów spóźnimy. Pan Grysica nigdy nam tego nie wybaczy.
-Tak, wiem. Już idę tylko wyciągnę moją torbę z bagażnika. –Nagle torba Ambre spada na ziemię, a z niej wypada małe pudełko.
-Uważaj! Coś ci spadło… Ambre to nasze pudełko! Po coś ty je wzięła?!
-Bo…
-Dobra zbierz to i biegiem do środka. –Obie wbiegły pędem do sklepu. Tuż przy drzwiach czekał na nie pan Rysica.
-Znów spóźnione. –Pan Jan Grysica był średniego wzrostu miał małą bródkę i nosił okulary. Miał już zsiwiałe włosy, oraz skórę miał już dość pomarszczoną. Widać było wiele lat ciężkiej pracy. Miał donośny i bardzo mocny głos. Charakterem był surowy, ale sprawiedliwy. Nigdy nie osądzał nikogo bez podstawnie, był bardzo poważny, ale Ambre i Emma kochały tego starego człowieka. –No, moje drogie panny. Dziesięć minut spóźnienia! Co macie do powiedzenia na swoje wytłumaczenie? Słucham! –Powiedział tonem niezbyt przyjemnym, Pan Grysica.
-No… Hm…
-Bo… My tylko…
-Co my tylko!? To nie jest po prostu straszne. Po raz kolejny zmarudziłyście przy wstawaniu? –Zapytał pan Jan, ale z taką miną jakby dokładnie znał już odpowiedź.
-…tak proszę pana…
-, …ale to się już więcej nie powtórzy. Obiecujemy! –Wykrzyknęła Ambre z widoczną odwagą, lecz gdy pan Grysica spojrzał na nią pewność siebie znikła z jej twarzy.
-Mama nadzieję. Tym razem przymknę na to oko, ale gdy się ta sytuacja powtórzy, będziecie miały kłopoty. –Odrzekł znużonym głosem i doszedł pośpiesznie. Obie dziewczynki spojrzały na siebie i podeszły do kasy.
         -Ambre zaraz kończymy pracę. Choć odmeldujemy się.
-Już tylko ułożę te książki na swoje miejsce.
-Pomogę ci.
-Nie nie trzeba.
-Ale…
-Nie! –Krzyknęła zła już Ambre.
-Dlaczego tak krzyczysz? Wystarczy powiedzieć. –Nagle z twarzy Ambre zeszła złość, a pokazał się smutek.
-O rany. Co ja mam ze sobą zrobić? Czuję się tak źle, że nawet na ciebie krzyczę. Co się ze mną dzieje? Czuję, że gdzieś muszę wrócić, ale nie wiem gdzie. To uczucie jest dziwne.
-To prawda ja też to czuję. Ale nie smutek, a złość. Złość, która narasta i jest, co raz bliżej wystrzelenia.
-Może faktycznie chodźmy się odmeldować. –Obie wstały i poszły do pana Grysicy.
         -Naprawdę nie wiem, dlaczego nie chcesz jeść kolacji. –Odezwała się pani Wilam, gdy dziewczynki usiadły do posiłku. –Zjedz, choć kawałek.
-Mamo, proszę. Nie chcę nic jeść.
-No dobrze nie będę cię zmuszać. –Ambre i Emma przy kolacji siedziały cichutko. Nie odzywały się do siebie, co dziwiło mamę Emmy, to znaczy Marię. Zawsze uważała Ambre za radosną i rozgadaną dziewczynę, która trochę rozświetli ich dom, a tu nic. Normą w jej życiu była dziewczynka cicha i zaczytana. „Przydałoby jej się w życiu trochę rozrywki”. Ambre poszła na górę dziękując za posiłek. Emma została tylko z mamą.
-Emmo. Powiedz kochana, co cię trapi. Jakieś dzisiaj z Ambre smutne jesteście. Czy coś się stało?
-Nic mamo. Ja też już pójdę. –Emma wstała od stołu i pobiegła na górę za Ambre. Gdy weszła do pokoju zobaczyła jak jej towarzyszka stoi, a w dłoni trzyma otarte pudełko.
-Ambre… wszystko dobrze? –Dziewczynka nadal stała bez ruchu, więc Emma podeszła do niej.
-Czy ty widzisz to samo, co ja? Patrz na napis. –Emma spojrzała na pudełko i też zamarła. Zamiast napisu „Uwierz”, zobaczyły dwa medaliony, a kamienie znikły. Obie dziewczynki spojrzały po sobie. Ambre wyciągnęła ze skrzyneczki jeden by się mu przyjrzeć bardziej. Był lekko brązowy pokryty już rdzą jak się zdawało Emmie. Miał kształt koła, w którym widniał łuk i strzały o wyraźnie innym kolorze. Łuk był mocno brązowy zaś strzała miała srebrny grot i pozłacaną lotkę, która z tego wszystkiego najbardziej rzucała się w oczy. Emma wzięła do ręki drugi medalion. Był raczej srebrny, choć przez długie lata nie było do końca widać. Była tam księga i co najbardziej dziwiło strzała, która miała widoczny grot o zaostrzonej końcówce koloru złota a lotka o ciemnej bieli. U obu medalionów gdzieś w tle był znak, ale dziewczynki niezbyt wiedziały, co to.
-Jak myślisz skąd one się wzięły? –Jęknęła Emma- Czy może ty robisz mi znów jakiś żart? –I spojrzała na nią pytająco
-Nie przysięgam, że nic nie zrobiłam. To jakoś samo tak…
-Może wiesz, kto tylko miał dostęp do tego pudełka.
-No… tylko ja jak wzięłam wczoraj je z domku, gdy byłyśmy tam po południu.
-Nie możliwe. Przecież to przeczy wszelkim teoriom logiki… -powiedziała Emma i osunęła się na podłogę. Ambre kucnęła koło niej i złapała na ramię.
-A może właśnie tak ma być. –Emma spojrzałam na nią pytająco a wtedy Ambre zobaczyła u swojej koleżanki smutek. –Tu nie trzeba myśleć… -Emma przybrała pytający wyraz twarzy. -…No daj spokój Emma przecież. Przecież musisz tylko otworzyć swój umysł.
-Jak to?! Otworzyć umysł. Ja go przecież otwieram, co dziennie i…
-Tak, wiem. Ale otwierasz na nie to, co trzeba. Po prostu „Uwierz”. –Emma siedziała na drewnianej podłodze i wpatrywała się w Ambre.
-Ale to…
-„… nie ma żadnego sensu”.- Dokończyła za nią Ambre. Nagle rozmowę dziewczynek przerwały otwierające się z piskiem drzwi i do pokoju weszła pani Maria. Spojrzała na nie, jednak Ambre szybkim ruchem ręki schowała pudełko za plecy.
-Czy coś się stało? Tak szybko odeszłyście od stołu. –Widać było, że pani Maria martwi się o dziewczynki.
-Nie nic mamo wszystko gra.- I obie pośpiesznie wstały z podłogi.
-To dobrze, bo mam dla was jabłecznik.

2 komentarze:

  1. Ładnie ci wyszło..
    A tło bloga jest niesamowite..
    Świetnie! Aż muszę to powiedzieć:
    TOBI IS A GOOD BOY!! xD
    Hehe.. przeczytaj mój blog,
    on dopiero cię powali .. !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to naprawę nie mogę się powistrzymać!!! To jest czaderskie!!! Normalnie lama i śmietana!!!

    OdpowiedzUsuń