piątek, 5 października 2012

Rozdział 7


 Na początek chcę was bardzo ale to bardzo przeprosić za moją nieobecność w ciągu tych kilku miesięcy. Chciałam pisać, uwierzcie! Ale niestety nowa szkoła, nowi ludzie i najważniejsze to o wiele, wiele, wiele, wiele, wiele... więcej nauki. Teraz to nawet z trudem znajduje czas w ciągu tygodnia żeby spać... Ale czasami biorę laptopa do siebie i napiszę kawałek. W każdym razie przepraszam za to że tyle czasu nie pisałam. Postaram się wrzucać posty co tydzień ale nie obiecuje. Jak nie będzie to spodziewajcie się go w następny weekend. Ale zawsze będę się starał robić dłuższe w tym czasie.
******************************************************
       -A tak dokładnie to, co działo się w zamku po ucieczce królowej? –Zapytała Ambre, gdy skończył opowiadać. Emma siedziała z podkulonymi nogami wpatrzona w ogień strzelający na wszystkie strony.
-Można powiedzieć, że był to zorganizowany chaos, ale można też powiedzieć, że mój dziadek jest młody inaczej, ale to już byłaby lekka przesada. Właśnie tak było w zamku. Panowało po prostu bezkrólewie i tyle. –Na czole Emmy pokazała się zmarszczka.
-Ale skoro król Rechall wrócił wtedy do zamku to nie mógł przecież ponownie zniknąć. Czy nikt go nie szukał potem? Bo przecież musiał ktoś go szukać. –Mówiła Emma i wyprostowała jedno kolano.
-Cóż… Prawda, byli pewni ludzie, którzy go szukali, ale dokładnie nie wiadomo, co się z nimi stało. Moja teza jest taka: chowają się po kątach całej Mexi bojąc się reakcji Karissa. To jednak nie jest ich wina. Wszyscy się go boją z zamku jednak nikomu, on, nie pozwala handlować czy nawet wychodzić poza swoją dzielnicę miasta. Zbudował pomiędzy nimi mury, a w nich bramy, które miały pomóc utrzymać ludzi w jednym miejscu. Teraz jednak nawet przeprowadza kontrole, bo wie, że nasza spółka działa coraz lepiej.
-Chyba czegoś nie rozumiem. –Stwierdziła Emma. –Skoro działacie to, czemu nikt nie wydostanie stamtąd tych ludzi. Przecież ich obrona nie może być aż tak dobra.
-Stwierdzenie godne mistrza sztuk walki. Ale niestety mimo naszych prób nie udało nam się wedrzeć do zamku ani razu. Zawsze coś nie wychodzi. Czy to strażnik z wieży nas zauważy, czy po prostu nie mamy szczęścia, ale zawsze coś.
-To znaczy, że zawodowcami nie jesteście. –Powiedziała z prowokacją Emma. 
-Mów za siebie. Jeszcze nie wiedziałaś nas w akcji. –Mówił z dumą Daniel. -Ale skoro rankiem wracacie do swojego świata to raczej nie zobaczycie. Nawet z wyjaśnień... Ambre, ( dobrze mówię?) Niezbyt o was wiem.- Emma rozsiadła się identycznie jak Ambre. 
-A, co chcesz wiedzieć? -Zapytały równo, a później spojrzały się na siebie
i wybuchnęła, jedna i druga śmiechem. Daniel uśmiechnął się szerzej.
-Może najpierw to czy to wam się często zdarza, i czy nie jesteście rodzeństwem? -Dziewczyny spojrzały na niego z rozbawieniem.
-Po pierwsze to jeszcze nigdy nam się nie zdarzyło... -Zaczęła Ambre.-...A po drugie to nie jesteśmy siostrami. -Dokończyła Emma.
-Tak... -Powiedział niepewnie Daniel, a przyjaciółki powstrzymały śmiech. -Na poważnie to ciekawi mnie skąd jesteście. -Daniel wciąż się z nich podśmiewał pod nosem.
-Chyba tego nie zrozumiesz, bo pochodzimy z równoległego świata. Tak przynajmniej sądzę.-Rzekła Ambre nie specjalnie przejmując się tym, co powie Emma.
-Albo to tylko sen. -Dodała jej przyjaciółka, a Ambre trzepnęła się w głowę.
-No tak oczywiści to sen... -Powiedziała sarkastycznie. -... I obu nam śni się ten sam i to samo, obie czujemy gorąco od ognia i obie widzimy tego człowieka... -Tu na niego spojrzała.-... Czy istotę? To raczej nie możliwe. Ale skoro tak sądzisz to już wiemy, dlaczego jesteś taka spokojna.
-Tak, tak śmiej się dalej. Powiedziała dziewczyna, która uważa, że istnieje coś takiego jak równoległy świat. W takim razie jak wyjaśnisz TO. -Rzekła z naciskiem Emma i wskazała dłonią wszystko dokoła.
-Prawda.
-Tak, chyba złudzenie optyczne. -Rzekła sarkastycznie Emma.
-Dobrze, ale w każdym razie, obojętnie czy jestem jakimś waszym wymysłem, czy nie, to chciałbym się dowiedzieć jak dostałyście się do naszego świata. -Dziewczyny spoważniały.
-Nie mamy pojęcia. Nagle przed nami otworzył się ogromny portal czy jakieś magiczne drzwi i przeniosło nas tutaj. -Powiedziała Ambre do Daniela jednak Emma musiała mieć swoje zdanie.
-W sumie był to po prostu okrąg światła, który pojawił się z nikąd.
-W porządku.
-Ale powiedz, skoro trwa wojna to, dlaczego nam tak łatwo zaufałeś? –Zapytała Emma z zaciekawieniem.
-Powiedzmy, że nie wyglądałyście tutejszo ani groźnie. –Powiedział Daniel przymrużając oczy.
-Jak chcesz to mogę zrobić ci taki łomot, że pożałujesz swoich słów. -Zagroziła mu Ambre jednak uśmiechnęła się przy tym.
-Dobrze, dobrze. Chodziła mi o to, że miałem przeczucie.
-To chyba u was normalne. Bo u nas to oznaczałoby, u większości, kłamstwo. Jedno mnie tylko zastanawia... -Rzekła Emma zamyślona.-...Nie zdziwiło cię zbyt to, że przeszłyśmy do waszego świata przez jakiś Magiczny portal. Nie zastanowiło cię to? -Zapytała dziewczyna spoglądając na ogień jakby w nim szukając odpowiedzi. Daniel przeciągnął się i położył na plecach nogami do ogniska, a oczyma patrząc na gwiazdy.
-Jest tu niewiele magii jednak ona istnieje, a jak już się pojawia to zwykle jest ona rzadka. Mnie to interesuje jednak nie wiedziałbym, co wam zadać i jakie pytania żeby wytłumaczyć, Holinowi.
-Kto to, Holin? -Spytała Ambre patrząc na chłopaka.
-Mój przyjaciel, wychowawca i jednocześnie wspaniały nauczyciel. Zna się na wszystkim, czego można by się nauczyć i zobaczyć. Żyje na świecie dłużej ode mnie, dlatego o magii i tego typu sprawach zna się lepiej niż ja.-Emma przysłuchiwała się mu jednak słyszała tylko te rzeczy związane z tutejszą kulturą i zwyczajami. Ambre zaś każde jego słowo trawiła, a późnej przyswajała. Zrozumiała z tego, że owy Holin, o którym mowa, jest dla Daniela bardzo ważnym człowiekiem i zastępuje mu ojca. Ambre, jako jedna z nielicznych ludzi na całym świecie umiała wychwycić z wypowiedzi więcej niż by się mogło wydawać. Słysząc głos i widząc twarz umiała dostrzec nawet najgłębiej skrywane uczucia. Nikomu jeszcze o tym nie mówiła, bo uważała to za zbędne. Jednak teraz zrozumiała, jaki to dla niej plus. Wiedziała, tylko z kilku zdań, że Daniel stracił rodziców, lecz nie okazywał smutku. Jakby już do tego przywykł. Jednak widać było, że nie chce o tym rozmawiać.
-Ambre, czy nie zastanawia cię jak my się stąd wydostaniemy? -Faktycznie, to był jeden z ich głównych problemów. Niespecjalnie znały ten las, a tym bardziej drogę powrotną.
-Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. -Rzekła Ambre i spojrzała na przyjaciółkę ze zdziwieniem. -Może szanowny pan Daniel raczy powiedzieć nam gdzie znajduje się miejsce, z którego przyszliśmy. –Obie dziewczynki spojrzały znacząco na chłopaka, a ten tylko pokiwał głową w przód i w tył jakby się nad czymś zastanawiał, lecz po chwili odrzekł:
-Tak, mogę wam pokazać gdzie was spotkałem.
-Mam tylko jedno pytanie... -Rzekł. -Czy nie zachciałybyście zostać tu jeszcze jeden dzień i spotkać się z moim przyjacielem? -Jako pierwsza odezwała się Ambre:
-Cóż... Mogłybyśmy zostać gdyby nie fakt, że siedzimy tu już dość długo i to wszystko jest cudowne, lecz powiem to, co myśli Emma - "Czas wracać." -Na to jednak Emma pokręciła głową w przeczeniu.
-Pierwsza rzecz to ja wcale w ten sposób nie myślę, a po drugie to skoro jest możliwe istnienie drugiego świata lub też złudzenie to chyba czas u nas jest niezmienny. Prawda? -Daniel i Ambre spojrzeli na siebie później na Emmę. Chłopak po chwili zastanowienie powiedział:
-Może mój przyjaciel mógłby odpowiedzieć na to pytanie. Lecz wpierw musicie mi powiedzieć czy idziecie czy nie. -Ambre nie zastanawiając się długo rzekła:
-Idziemy! -Na to Emma pokręciła głową.
-Ja mogę się też na to zgodzić, jeżeli obiecasz, że nie będzie żadnych sztuczek i odprowadzisz na powrót w miejsce spotkania.
-Obiecuje.