poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 15




Emma jak zwykle szła za George’em na miejsce gdzie leżała księga. Jednak tym razem nie zajmowali się nią. Stanęli w niewielkim oddaleniu od stołu. Starzec wyprostował się i wyciągnął ręce przed siebie. Zamknął oczy i zmrużył powieki. Szepnął w nieznanym sobie języku kilka słów i w jego dłoniach zapłonął ogień. Emma lekko się zdziwiła. Języki ognia lizały jego ręce, ale nie parzyły go. Były jasne i świeciły jak prawdziwe. Jednak w tym momencie starzec machnął jedną ręką, a płomień zgasł. Spojrzał na Emmę, które oniemiała wpatrywała się w niego.

-Spróbuj to wykonać. Masz cały dzień. –rzekł i skierował się do obozu. Jednak gdy już miał jej zniknąć z oczu Emma się otrząsnęła.

-Jak mam to zrobić? Przecież nie potrafię! –Starzec uśmiechnął się i rzekł:

-Tylko nie podpal lasu. – I już go nie było. Dziewczyna załamała się. Jak ona miała niby wywołać płomień skoro nawet iskry nie potrafiła? Spojrzała na księgę… „Olać starca! Przecież trzeba sobie jakoś radzić!” W tym momencie podeszła do stołu i otworzyła księgę…



-Co ci się stało? –zapytała Ambre zdziwiona powstrzymując śmiech. Jej siostra kierowała się właśnie do namiotu.

-Lepiej żebyś nie wiedziała. –odpowiedziała jej Emma i odeszła. Wtedy Ambre ryknęła śmiechem. No bo powiedzcie jak tu się nie roześmiać gdy ktoś ma przypalone włosy, ubranie prawie w strzępach, a całą twarz czarną?

-Już? –zapytał Daniel podchodząc do Ambre. Ta spojrzała na niego i znów się zaśmiała.

-Ciebie to nie bawi? –zapytała z uśmiechem.

-Może trochę. Ale przypominam ci, że jesteśmy w trakcie treningu. –rzekł poważnie na co dziewczyna westchnęła.

-No jasne. Co ty taki poważny? –Chłopak nie odpowiedział tylko wrócił na plac. Dziewczyna chcąc nie chcąc powlokła się za nim.

Tym razem trenowali łucznictwo. Daniel wytłumaczył jej podstawy, a ona ku jego zdziwieniu załapała w mgnieniu oka. O dziwo przez jedno popołudnie osiągnęła lepszy poziom niż niektórzy łucznicy. Ale chłopak celowo jej tego nie mówił.

-Źle. Celuj wyżej. –Dziewczyna musiała jeszcze poćwiczyć, ale z pewnością w takim tempie opanuje w ciągu tygodnia zaawansowany poziom.

Nagle Ambre usłyszała tentent kopyt, a zaraz po tym do obozu wjechała dwójka żołnierzy. Ich ubrania były poturbowane, a konie wycieńczone. Daniel od razu do nich podszedł. Coś do niego powiedzieli, a on skinął głową i skierował się do namiotu Holina. Wykonałam ostatni strzał i schowałam ekwipunek. Tym razem miałam zamiar się czegoś dowiedzieć. Cichaczem zakradłam się pod namiot Holina i zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie:

-… ale Holinie to już 12 patrol! Nie możemy siedzieć bezczynnie! Trzeba działać! Nie możemy sobie pozwolić na dalsze pomyłki. Należy odwołać wszystkich i rozkazać by wracali do obozu. Nic już nie zdziałają, a nie możemy ich narazić na jeszcze większe niebezpieczeństwo… Dobrze wiesz, że oni nie cofnął się przed niczym…

-Danielu… -odezwał się spokojnie starzec. Chłopak był cały roztrzęsiony. -… nie możemy działać pochopnie. Pomyśl co stanie się gdy wszystkich na raz zwołamy z powrotem. – Wtedy Daniel jakby zamarł. Chyba zrozumiał swój błąd. Przecież oni wtedy zdradzą położenie obozu.

-Wybacz mi. To wszystko przez…

-Nie martw się. –przerwał mu starzec. –Damy sobie radę. –rzekł spokojnie. –Na razie nie podejmuj żadnych niepotrzebnych kroków. –Daniel westchnął i wyszedł z namiotu. Ambre chwilę tak postała, lecz gdy chciała już iść usłyszała starca… -Nie musisz się chować. –Najpierw stanęła w bezruchu lecz chwilę później weszła do namiotu. Holin siedział na łóżku i powoli przeglądał strony w jakiejś księdze. Gdy tylko dziewczyna pojawiła się w namiocie starzec spojrzał na nią i uśmiechnął się. –Usiądź. -Ambre posłusznie to zrobiła. –Spokojnie. Daniel zawsze taki jest gdy się czymś zbytnio przejmuje. Często podejmuje pochopne decyzje. –rzekł starzec i zaśmiał się pod nosem. –To wciąż dziecko. Może trochę przerośnięte, ale jednak dziecko.

-Chciałam się jedynie dowiedzieć jaki będzie nasz ruch gdy kolejny oddział zniknie. –powiedziałam spokojnie patrząc na starca.

-Jak widzisz na razie nic  nowego nie będzie się działo.



Emma była wściekła. Nie, nie dlatego, że nie udało jej się wykonać zadania. Wręcz przeciwnie. Zrobiła to. Lecz właśnie w tym tkwił problem. Gdy po wielu próbach udało jej się w końcu wzniecić niewielki płomień była tak szczęśliwa, że zapomniała o panowaniu nad emocjami i momentalnie jej ręka „płonęła”. Ogień zaczął niekontrolowanie buchać aż w końcu jej ubranie od gorąca się spaliło, a część jej włosów zniknęła.

Dziewczyna zdenerwowana poszła nad rzekę by się umyć. Dostała od Mirandy ubrania na zmianę, lecz po drodze wszyscy mięli z niej niezły ubaw. Stanęła nad rzeką i zaczęła wolno zmywać sadzę ze skóry. Starała się jak mogła panować nad emocjami, lecz nie było to wcale łatwe. Chyba zrozumiała lekcje jaką dziś udzielił jej ten stary piernik. Przekonała się dziś na własnej skórze co dzieje się z magią gdy nie panujesz nad emocjami. Tylko, że nie zmienia to faktu, że stary piernik mógł ją o tym poinformować.

Gdy skończyła się myć i zmieniła ubranie chciała wrócić do obozu lecz usłyszała głos:

-Czyż to nie jedna z moich ukochanych sióstr? –znała ten głos. Momentalnie odwróciła się w stronę lasu. Stała tam  brązowowłosa dziewczyna. –Twój dzisiejszy wypadek był wręcz teatralnie zabawny. Ale zaciekawił nasz Matkę. –Emma zwęziła oczy.

-Czego chcesz? –zapytała na co Amazonka zaśmiała się.

-Ciebie i twojej siostry. Przyszłam zabrać was do domu. –powiedziała spokojnie.

-Nie mam zamiaru z tobą nigdzie iść. –powiedziała hardo Emma. Amazonka lekko podniosła kącik ust.

-Czyli wolisz ten zabawniejszy sposób… To dobrze. Przynajmniej nie będzie nudno. –rzekła i zaczęła szeptać słowa w nieznanym Emmie języku…

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 14

Wiem, że długo mnie nie było  i zdaję sobie sprawę, że kilka miesięcy to już przesada. Ale umówmy się... jeżeli nie napiszę, że zawieszam bloga to wciąż piszę. Mam nadzieję, że wybaczycie mi przerwę.
Czas na ROZDZIAŁ 14 ;)
***


-Przybyli posłańcy! –rozległ się krzyk z końca obozu. Po piaszczystej ścieżce gnali na koniach dwaj mężczyźni ubrani w plamiste płaszcze zielonkawego koloru. Zsiedli z koni i od razu udali się w stronę Daniela, który stał przyglądając się Ambre. Dziewczyna miała teraz przerwę i pomagała czyścić konie nowoprzybyłych.
-Tylko mi nie mówcie, że kolejny oddział zniknął. –rzekł zrezygnowany chłopak. Mężczyźni spojrzeli na niego.
-Niestety.
-Który tym razem?
-12. Zaczyna być coraz bardziej niebezpiecznie. Buntownicy opanowali całą północną część kraju. Jak fala niszczą wszystko na swojej drodze.
-Ponadto.. –odezwał się drugi zwiadowca. -…ludzie Rechalla zaczynają znikać, a na ich miejsce pojawiają się groźniejsi żołnierze. Podejrzewamy, że mogą to być wojska Karissa, o których tyle słyszano. –Daniel zamyślił się.
-To oni porwali nasz oddział?
-Nie mamy pewności.
-Śledziliśmy 12 przez jakiś czas, ale ona po prostu zniknęła. Szukaliśmy przez kilka dni, lecz nie pozostał żaden ślad.
-Rozumiem. Idźcie złożyć raport do Holina. –rzekł chłopak, a dwaj mężczyźni skinęli głowami i odeszli.
Ambre przysłuchiwała się tej wymianie zdań i teraz podeszła do Daniela.
-Powinieneś coś zrobić. –powiedziała opierając się o drzewo naprzeciwko. Chłopak spojrzał na nią smutno.
-A, co ja mogę? Nie poślę kolejnego oddziału, bo także zniknie. A zwiadowców nie mamy za wielu.
-Więc musisz zmienić trochę swój sposób działania. -Chłopak podniósł brew zaciekawiony. –Wyłapują ludzi, bo wiedzą dokładnie gdzie pojadą. Musisz stworzyć nową i nieprzewidywalną grupę. Innymi słowy… musisz sam wziąć sprawy w swoje ręce. –Daniel popatrzył na Ambre zdziwiony, ale pokiwał głową.
-Masz rację.
-Chętnie ci pomogę. –powiedziała dziewczyna, lecz Daniel pokręcił głową.
-Nie jesteś jeszcze gotowa. –Ambre zwęziła oczy. Szybkom ruchem zbliżyła się do niego wyjmując sztylet zza paska i przytknęła mu do gardła. –Dalej sądzisz, że nie jestem gotowa? –zapytała chłodno, lecz na Danielu nie zrobiło to żadnego wrażenia.
-Tak. –Dziewczyna poczuła ukłucie metalu w okolicy brzucha. Wiedziała aż za dobrze, że to ostrze sztyletu.
-Punkt dla ciebie. –powiedziała i wolną ręką odepchnęła go by mieć czas na złapanie lepszej broni. Gdy stanęła naprzeciw niego trzymała w ręce, zamiast sztyletu jeden z drewnianych mieczy. Nie zdziwiło jej to, że Daniel posiadał identyczną broń. –Tym razem nie będzie tak łatwo. –powiedziała i uśmiechnęła się chytrze.
-Tylko mnie nie zanudź. –powiedział obojętnie. Ambre była gotowa w każdej chwili zaatakować.
-Martw się raczej czy nadążysz. –dziewczyna ruszyła w jego stronę. Zaczęła od prostego cięcia z lewej, które on z łatwością odbił. Ambre w tej samej chwili wykonała odskok w bok by w błyskawicznym tempie uderzyć go z drugiej strony. Ten cios także został poskromiony, a tuż po tym na chłopaka runęła szybka seria cięć, które chłopak lekko sparował. Dziewczyna była szybka. Nawet bardzo…
-Już ci wystarczy? –zapytał po jakimś czasie, gdy starli się ostrzami.
-A, co zmęczony? –odparowała. Uśmiechnął się poczym nacisnął na nią mocniej. Ambre odskoczyła w bok uchylając się od ciosu, a jednocześnie podcinając mu nogi. Chłopak runął na ziemię, lecz w mgnieniu oka przeturlał się w lewą stronę i znów stał na nogach. –Przekonała cię? –zapytała dziewczyna wykonując kolejny cios tym razem w tors.
-Nie bardzo. –opowiedział Daniel, a chwilę potem po raz kolejny starli się ostrzami. Tym razem chłopak zakręcił ostrzem i w jednej chwili miecz Ambre leżał na ziemi, ale nie tylko on… dziewczyna w tym czasie leżała przygniatając chłopaka do ziemi, a ostrze sztyletu, który trzymała za paskiem, aktualnie był przyłożony do jego gardła.
-Wracamy do punktu wyjścia. –powiedziała i uśmiechnęła się cwanie. Chłopak to odwzajemnił.
-Tu się z tobą zgodzę. –Wtedy po raz kolejny poczuła na swoim brzuchu metal i kłucie.
-A, więc?
-Sądzę, że i tak nie jesteś gotowa. –powiedział i w mgnieniu oka ich role się zamieniły i teraz ona leżała przygnieciona do ziemi. Jednak jej ostrze wiąż było przytknięte do jego gardła.
-Po prostu nie możesz przyznać, że tym razem ktoś może być od ciebie lepszy.
-A jesteś ode mnie lepsza?
-To chyba oczywiste.
-Nie wydaje mi się.
-A ja uważam, że przeciwnie. –odezwał się glos tuż nad ich głowami. Ambre spojrzała na dziewczynę w rudych włosach, a chwilę później stała już na nogach. Wokół całego zajścia zaczęła zbierać się dość spora grupka osób, która teraz zaczęła się rozchodzić –Holin cię wzywa. –oznajmiła, na co Daniel bez słowa ruszył do namiotu staruszka.
-Jeszcze się z nim policzę. –powiedziała Ambre pod nosem.
-On wie, że jesteś dobra. –rzekła Miranda. –Zwyczajnie nie umie przyznać się do porażki.
-Jak każdy facet, gdy pobije go baba. –westchnęła blondyna i odłożyła na miejsce drewniane miecze.
-Daniel jest inny. Po jakimś czasie ci to powie.
-No nie wiem.
-Jesteś po prostu pierwszą osobą, która wytrzymała z nim w walce tak długo i nie dość, że udało ci się go trochę zmęczyć, to jeszcze przygwoździłaś go. –Miranda uśmiechnęła się. –Jestem w pełni po twojej stronie. Miło jest patrzeć jak Daniel dostaje po głowie.
-Następnym razem go pokonam. –powiedziała Ambre. –Muszę jechać na ten zwiad.
-Tak… słyszałam jak o tym rozmawialiście. To dobry pomysł, ale ja także uważam, że nie powinnaś jechać. –Blond włosa popatrzyła na nią. –Doceniam twoje umiejętności, ale według mnie nie możesz się tak narażać.
-Rozumiem to. Może być niebezpiecznie, mogę zostać ranna, możemy wpaść w pułapkę, ale… -Ambre spojrzała na nią pewnie. -… ja mimo to pojadę i nikt mnie nie powstrzyma. –Miranda uśmiechnęła się widząc jej upór.
-Jesteś tak samo uparta jak on. –powiedziała do siebie Miranda, ale dziewczyna już tego nie słyszała, bo podbiegła do zbliżającej się Emmy.

Długa kolejka ciągnęła się od ogniska gdzie wydzielano porcje. Grupki ludzi siedziały w różnych miejscach dyskutując na różne tematy. Jednak wokół dwóch młodych dziewczyn trwało największe zamieszanie.
-Ta walka była chyba widowiskowa. –szepnęła Emma do swojej przyjaciółki. –Szkoda, że tego nie widziałam.
-Jeszcze zobaczysz, ale tym razem z nim wygram. –odpowiedziała Ambre pewna siebie. Po tych słowach zabrała się za jedzenie.
***
Czasem blogger mnie dobija...