poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 15




Emma jak zwykle szła za George’em na miejsce gdzie leżała księga. Jednak tym razem nie zajmowali się nią. Stanęli w niewielkim oddaleniu od stołu. Starzec wyprostował się i wyciągnął ręce przed siebie. Zamknął oczy i zmrużył powieki. Szepnął w nieznanym sobie języku kilka słów i w jego dłoniach zapłonął ogień. Emma lekko się zdziwiła. Języki ognia lizały jego ręce, ale nie parzyły go. Były jasne i świeciły jak prawdziwe. Jednak w tym momencie starzec machnął jedną ręką, a płomień zgasł. Spojrzał na Emmę, które oniemiała wpatrywała się w niego.

-Spróbuj to wykonać. Masz cały dzień. –rzekł i skierował się do obozu. Jednak gdy już miał jej zniknąć z oczu Emma się otrząsnęła.

-Jak mam to zrobić? Przecież nie potrafię! –Starzec uśmiechnął się i rzekł:

-Tylko nie podpal lasu. – I już go nie było. Dziewczyna załamała się. Jak ona miała niby wywołać płomień skoro nawet iskry nie potrafiła? Spojrzała na księgę… „Olać starca! Przecież trzeba sobie jakoś radzić!” W tym momencie podeszła do stołu i otworzyła księgę…



-Co ci się stało? –zapytała Ambre zdziwiona powstrzymując śmiech. Jej siostra kierowała się właśnie do namiotu.

-Lepiej żebyś nie wiedziała. –odpowiedziała jej Emma i odeszła. Wtedy Ambre ryknęła śmiechem. No bo powiedzcie jak tu się nie roześmiać gdy ktoś ma przypalone włosy, ubranie prawie w strzępach, a całą twarz czarną?

-Już? –zapytał Daniel podchodząc do Ambre. Ta spojrzała na niego i znów się zaśmiała.

-Ciebie to nie bawi? –zapytała z uśmiechem.

-Może trochę. Ale przypominam ci, że jesteśmy w trakcie treningu. –rzekł poważnie na co dziewczyna westchnęła.

-No jasne. Co ty taki poważny? –Chłopak nie odpowiedział tylko wrócił na plac. Dziewczyna chcąc nie chcąc powlokła się za nim.

Tym razem trenowali łucznictwo. Daniel wytłumaczył jej podstawy, a ona ku jego zdziwieniu załapała w mgnieniu oka. O dziwo przez jedno popołudnie osiągnęła lepszy poziom niż niektórzy łucznicy. Ale chłopak celowo jej tego nie mówił.

-Źle. Celuj wyżej. –Dziewczyna musiała jeszcze poćwiczyć, ale z pewnością w takim tempie opanuje w ciągu tygodnia zaawansowany poziom.

Nagle Ambre usłyszała tentent kopyt, a zaraz po tym do obozu wjechała dwójka żołnierzy. Ich ubrania były poturbowane, a konie wycieńczone. Daniel od razu do nich podszedł. Coś do niego powiedzieli, a on skinął głową i skierował się do namiotu Holina. Wykonałam ostatni strzał i schowałam ekwipunek. Tym razem miałam zamiar się czegoś dowiedzieć. Cichaczem zakradłam się pod namiot Holina i zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie:

-… ale Holinie to już 12 patrol! Nie możemy siedzieć bezczynnie! Trzeba działać! Nie możemy sobie pozwolić na dalsze pomyłki. Należy odwołać wszystkich i rozkazać by wracali do obozu. Nic już nie zdziałają, a nie możemy ich narazić na jeszcze większe niebezpieczeństwo… Dobrze wiesz, że oni nie cofnął się przed niczym…

-Danielu… -odezwał się spokojnie starzec. Chłopak był cały roztrzęsiony. -… nie możemy działać pochopnie. Pomyśl co stanie się gdy wszystkich na raz zwołamy z powrotem. – Wtedy Daniel jakby zamarł. Chyba zrozumiał swój błąd. Przecież oni wtedy zdradzą położenie obozu.

-Wybacz mi. To wszystko przez…

-Nie martw się. –przerwał mu starzec. –Damy sobie radę. –rzekł spokojnie. –Na razie nie podejmuj żadnych niepotrzebnych kroków. –Daniel westchnął i wyszedł z namiotu. Ambre chwilę tak postała, lecz gdy chciała już iść usłyszała starca… -Nie musisz się chować. –Najpierw stanęła w bezruchu lecz chwilę później weszła do namiotu. Holin siedział na łóżku i powoli przeglądał strony w jakiejś księdze. Gdy tylko dziewczyna pojawiła się w namiocie starzec spojrzał na nią i uśmiechnął się. –Usiądź. -Ambre posłusznie to zrobiła. –Spokojnie. Daniel zawsze taki jest gdy się czymś zbytnio przejmuje. Często podejmuje pochopne decyzje. –rzekł starzec i zaśmiał się pod nosem. –To wciąż dziecko. Może trochę przerośnięte, ale jednak dziecko.

-Chciałam się jedynie dowiedzieć jaki będzie nasz ruch gdy kolejny oddział zniknie. –powiedziałam spokojnie patrząc na starca.

-Jak widzisz na razie nic  nowego nie będzie się działo.



Emma była wściekła. Nie, nie dlatego, że nie udało jej się wykonać zadania. Wręcz przeciwnie. Zrobiła to. Lecz właśnie w tym tkwił problem. Gdy po wielu próbach udało jej się w końcu wzniecić niewielki płomień była tak szczęśliwa, że zapomniała o panowaniu nad emocjami i momentalnie jej ręka „płonęła”. Ogień zaczął niekontrolowanie buchać aż w końcu jej ubranie od gorąca się spaliło, a część jej włosów zniknęła.

Dziewczyna zdenerwowana poszła nad rzekę by się umyć. Dostała od Mirandy ubrania na zmianę, lecz po drodze wszyscy mięli z niej niezły ubaw. Stanęła nad rzeką i zaczęła wolno zmywać sadzę ze skóry. Starała się jak mogła panować nad emocjami, lecz nie było to wcale łatwe. Chyba zrozumiała lekcje jaką dziś udzielił jej ten stary piernik. Przekonała się dziś na własnej skórze co dzieje się z magią gdy nie panujesz nad emocjami. Tylko, że nie zmienia to faktu, że stary piernik mógł ją o tym poinformować.

Gdy skończyła się myć i zmieniła ubranie chciała wrócić do obozu lecz usłyszała głos:

-Czyż to nie jedna z moich ukochanych sióstr? –znała ten głos. Momentalnie odwróciła się w stronę lasu. Stała tam  brązowowłosa dziewczyna. –Twój dzisiejszy wypadek był wręcz teatralnie zabawny. Ale zaciekawił nasz Matkę. –Emma zwęziła oczy.

-Czego chcesz? –zapytała na co Amazonka zaśmiała się.

-Ciebie i twojej siostry. Przyszłam zabrać was do domu. –powiedziała spokojnie.

-Nie mam zamiaru z tobą nigdzie iść. –powiedziała hardo Emma. Amazonka lekko podniosła kącik ust.

-Czyli wolisz ten zabawniejszy sposób… To dobrze. Przynajmniej nie będzie nudno. –rzekła i zaczęła szeptać słowa w nieznanym Emmie języku…

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 14

Wiem, że długo mnie nie było  i zdaję sobie sprawę, że kilka miesięcy to już przesada. Ale umówmy się... jeżeli nie napiszę, że zawieszam bloga to wciąż piszę. Mam nadzieję, że wybaczycie mi przerwę.
Czas na ROZDZIAŁ 14 ;)
***


-Przybyli posłańcy! –rozległ się krzyk z końca obozu. Po piaszczystej ścieżce gnali na koniach dwaj mężczyźni ubrani w plamiste płaszcze zielonkawego koloru. Zsiedli z koni i od razu udali się w stronę Daniela, który stał przyglądając się Ambre. Dziewczyna miała teraz przerwę i pomagała czyścić konie nowoprzybyłych.
-Tylko mi nie mówcie, że kolejny oddział zniknął. –rzekł zrezygnowany chłopak. Mężczyźni spojrzeli na niego.
-Niestety.
-Który tym razem?
-12. Zaczyna być coraz bardziej niebezpiecznie. Buntownicy opanowali całą północną część kraju. Jak fala niszczą wszystko na swojej drodze.
-Ponadto.. –odezwał się drugi zwiadowca. -…ludzie Rechalla zaczynają znikać, a na ich miejsce pojawiają się groźniejsi żołnierze. Podejrzewamy, że mogą to być wojska Karissa, o których tyle słyszano. –Daniel zamyślił się.
-To oni porwali nasz oddział?
-Nie mamy pewności.
-Śledziliśmy 12 przez jakiś czas, ale ona po prostu zniknęła. Szukaliśmy przez kilka dni, lecz nie pozostał żaden ślad.
-Rozumiem. Idźcie złożyć raport do Holina. –rzekł chłopak, a dwaj mężczyźni skinęli głowami i odeszli.
Ambre przysłuchiwała się tej wymianie zdań i teraz podeszła do Daniela.
-Powinieneś coś zrobić. –powiedziała opierając się o drzewo naprzeciwko. Chłopak spojrzał na nią smutno.
-A, co ja mogę? Nie poślę kolejnego oddziału, bo także zniknie. A zwiadowców nie mamy za wielu.
-Więc musisz zmienić trochę swój sposób działania. -Chłopak podniósł brew zaciekawiony. –Wyłapują ludzi, bo wiedzą dokładnie gdzie pojadą. Musisz stworzyć nową i nieprzewidywalną grupę. Innymi słowy… musisz sam wziąć sprawy w swoje ręce. –Daniel popatrzył na Ambre zdziwiony, ale pokiwał głową.
-Masz rację.
-Chętnie ci pomogę. –powiedziała dziewczyna, lecz Daniel pokręcił głową.
-Nie jesteś jeszcze gotowa. –Ambre zwęziła oczy. Szybkom ruchem zbliżyła się do niego wyjmując sztylet zza paska i przytknęła mu do gardła. –Dalej sądzisz, że nie jestem gotowa? –zapytała chłodno, lecz na Danielu nie zrobiło to żadnego wrażenia.
-Tak. –Dziewczyna poczuła ukłucie metalu w okolicy brzucha. Wiedziała aż za dobrze, że to ostrze sztyletu.
-Punkt dla ciebie. –powiedziała i wolną ręką odepchnęła go by mieć czas na złapanie lepszej broni. Gdy stanęła naprzeciw niego trzymała w ręce, zamiast sztyletu jeden z drewnianych mieczy. Nie zdziwiło jej to, że Daniel posiadał identyczną broń. –Tym razem nie będzie tak łatwo. –powiedziała i uśmiechnęła się chytrze.
-Tylko mnie nie zanudź. –powiedział obojętnie. Ambre była gotowa w każdej chwili zaatakować.
-Martw się raczej czy nadążysz. –dziewczyna ruszyła w jego stronę. Zaczęła od prostego cięcia z lewej, które on z łatwością odbił. Ambre w tej samej chwili wykonała odskok w bok by w błyskawicznym tempie uderzyć go z drugiej strony. Ten cios także został poskromiony, a tuż po tym na chłopaka runęła szybka seria cięć, które chłopak lekko sparował. Dziewczyna była szybka. Nawet bardzo…
-Już ci wystarczy? –zapytał po jakimś czasie, gdy starli się ostrzami.
-A, co zmęczony? –odparowała. Uśmiechnął się poczym nacisnął na nią mocniej. Ambre odskoczyła w bok uchylając się od ciosu, a jednocześnie podcinając mu nogi. Chłopak runął na ziemię, lecz w mgnieniu oka przeturlał się w lewą stronę i znów stał na nogach. –Przekonała cię? –zapytała dziewczyna wykonując kolejny cios tym razem w tors.
-Nie bardzo. –opowiedział Daniel, a chwilę potem po raz kolejny starli się ostrzami. Tym razem chłopak zakręcił ostrzem i w jednej chwili miecz Ambre leżał na ziemi, ale nie tylko on… dziewczyna w tym czasie leżała przygniatając chłopaka do ziemi, a ostrze sztyletu, który trzymała za paskiem, aktualnie był przyłożony do jego gardła.
-Wracamy do punktu wyjścia. –powiedziała i uśmiechnęła się cwanie. Chłopak to odwzajemnił.
-Tu się z tobą zgodzę. –Wtedy po raz kolejny poczuła na swoim brzuchu metal i kłucie.
-A, więc?
-Sądzę, że i tak nie jesteś gotowa. –powiedział i w mgnieniu oka ich role się zamieniły i teraz ona leżała przygnieciona do ziemi. Jednak jej ostrze wiąż było przytknięte do jego gardła.
-Po prostu nie możesz przyznać, że tym razem ktoś może być od ciebie lepszy.
-A jesteś ode mnie lepsza?
-To chyba oczywiste.
-Nie wydaje mi się.
-A ja uważam, że przeciwnie. –odezwał się glos tuż nad ich głowami. Ambre spojrzała na dziewczynę w rudych włosach, a chwilę później stała już na nogach. Wokół całego zajścia zaczęła zbierać się dość spora grupka osób, która teraz zaczęła się rozchodzić –Holin cię wzywa. –oznajmiła, na co Daniel bez słowa ruszył do namiotu staruszka.
-Jeszcze się z nim policzę. –powiedziała Ambre pod nosem.
-On wie, że jesteś dobra. –rzekła Miranda. –Zwyczajnie nie umie przyznać się do porażki.
-Jak każdy facet, gdy pobije go baba. –westchnęła blondyna i odłożyła na miejsce drewniane miecze.
-Daniel jest inny. Po jakimś czasie ci to powie.
-No nie wiem.
-Jesteś po prostu pierwszą osobą, która wytrzymała z nim w walce tak długo i nie dość, że udało ci się go trochę zmęczyć, to jeszcze przygwoździłaś go. –Miranda uśmiechnęła się. –Jestem w pełni po twojej stronie. Miło jest patrzeć jak Daniel dostaje po głowie.
-Następnym razem go pokonam. –powiedziała Ambre. –Muszę jechać na ten zwiad.
-Tak… słyszałam jak o tym rozmawialiście. To dobry pomysł, ale ja także uważam, że nie powinnaś jechać. –Blond włosa popatrzyła na nią. –Doceniam twoje umiejętności, ale według mnie nie możesz się tak narażać.
-Rozumiem to. Może być niebezpiecznie, mogę zostać ranna, możemy wpaść w pułapkę, ale… -Ambre spojrzała na nią pewnie. -… ja mimo to pojadę i nikt mnie nie powstrzyma. –Miranda uśmiechnęła się widząc jej upór.
-Jesteś tak samo uparta jak on. –powiedziała do siebie Miranda, ale dziewczyna już tego nie słyszała, bo podbiegła do zbliżającej się Emmy.

Długa kolejka ciągnęła się od ogniska gdzie wydzielano porcje. Grupki ludzi siedziały w różnych miejscach dyskutując na różne tematy. Jednak wokół dwóch młodych dziewczyn trwało największe zamieszanie.
-Ta walka była chyba widowiskowa. –szepnęła Emma do swojej przyjaciółki. –Szkoda, że tego nie widziałam.
-Jeszcze zobaczysz, ale tym razem z nim wygram. –odpowiedziała Ambre pewna siebie. Po tych słowach zabrała się za jedzenie.
***
Czasem blogger mnie dobija...

sobota, 28 września 2013

Rozdział 13



Wiem ile czasu mnie nie było i bardzo was za to przepraszam ale nie miałam weny, a szczerze powiem że do komputera u mnie w domu nie jest łatwo się dostać. Więc oto nowa notka... Miłego czytania ;)
 ***
Następnego dnia zbudził ją szmer na łóżku obok. Było jeszcze dość wcześnie bo słońce dopiero co się budziło. Ambre przeciągnęła się i spojrzała na swoją siostrę. Wyglądała teraz zupełnie inaczej. Długie, kruczoczarne włosy opadały na ramiona i sięgały łokci. Emma miała teraz trochę bledszą cerę, a oczy zmieniły barwę na żywą czerwień.
-Dlaczego się tak na mnie patrzysz? Mam coś na…- zapytała Emma ujmując kosmyk włosów. Zamarła i szybko poderwała się z miejsca oglądając każdą część swojego ciała.
-Czujesz coś dziwnego? –Emma spojrzała na nią z niedowierzaniem.
-Co mi się stało? Jak? Kiedy?
-Wczoraj po starciu z Amazonkami. Co właściwie zrobiłaś? –Emma opadła na łóżko patrząc na swoją siostrę. Powoli się uspokajała. Inną sprawą było to że podobały jej się nowe włosy.
-Dokładnie nie wiem. Poczułam wewnętrzne ciepło ta jakby coś przeze mnie działało, coś jakby… duch? –Ambre siedziała z kamienną twarzą. Tak jak mówiła: nic jej już nie zdziwi.
-Możliwe. Czujesz się teraz inaczej? –zapytała. Emma nabrała powietrza i wypuściła jakby chciała coś w sobie poczuć.
-Tak. Jakiś niezrozumiały spokój. Coś jakby wszystko się we mnie poukładało. Tak jak czułam się w naszym świecie. –Czarnowłosa zaczęła się nad czymś głęboko zastanawiać zaś Ambre wstała przeciągając się po raz kolejny.
-Trzeba pójść do Holina i wszystko mu opowiedzieć. Pamiętasz chociaż co zdarzyło się po ataku? –Emma zamyśliła się.
-Niezbyt. Mgła zasłoniła mi oczy, a ostatnie co pamiętam to dziwne uczucie i Amazonki wylatujące z namiotu. –Obie wstały i wyszły na zewnątrz. Mimo wczesnej pory w obozie praca trwała. Niby zwykły obóz i nie ma tu nic do roboty. Ale jednak… Ludzie już dawno zajęci byli swoimi codziennymi obowiązkami jednak gdy siostry przechodziły przez obóz każdy witał je z uśmiechem.
-Czy mi się zdaje czy w tym miejscu wieści rozchodzą się dziwnie szybko. –zapytała szeptem Ambre.
-Nie zdaje ci się. Ale nie nazwałabym tego dziwnym zjawiskiem. Prędzej koleją rzeczy. –Przywitałyśmy się z kolejnym przechodzącym człowiekiem i chwilę później znalazłyśmy się na placu treningowym. Prawie cały był zapełniony lecz między ludźmi zobaczyłam znajomą twarz. Daniel właśnie stał przed tarczą w dłoni trzymając nóż do rzucania. W jednej chwili zamachnął się i ostrze pomknęło by wbić się w sam środek celu. Obie były pełne podziwu. Ambre szybko pociągnęła swoją siostrę w jego stronę. Stanęły przy nim gdy akurat wyciągał nóż z drzewa. Emma zauważyła że na trzonku miał wyrzeźbiony liść zaś na głowni wygrawerowane były jakieś napisy w niezrozumiałym dla niej języku.
-To było wspaniałe. –rzekła Ambre. Daniel uśmiechnął się i powiedział:
-Rzekłbym jedynie: ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć… -Po chwili spojrzał na Emmę.
-Widzę że zaczyna działać wewnętrzne „ja”. -Obie spojrzały niezrozumiale na chłopaka lecz on wskazał jedynie by szły za nim. Szybko trafiły do namiotu Holina który przywitał ich jak zwykle z entuzjazmem.
-Witajcie moi drodzy.  –uśmiechnął się szerzej gdy tylko zobaczył Emmę. -Widzę że przemówiło przez ciebie twoje wnętrze. To dobrze. –Dziewczyny patrzyły na niego tępo, a on jedynie się zaśmiał. –Gdy czarodziej po raz pierwszy użyje swojej mocy zmienia się. Moc jaka wydobywa się z jego ciała zmienia także wygląd. Niektórzy rosną, niektórym zmienia się kolor włosów… -zaśmiał się. -… lecz znam takiego któremu urósł nos!
-Zostanie mi tak? –zapytała Emma z udawaną obojętnością.
-Tak. Chyba że nie będziesz używała magii przez dłuższy okres czasu.
-To znaczy?
-To znaczy że nie wiadomo. –rzekł George który wszedł do namiotu. –Chodź. –odezwał się do Emmy. Dziewczyna lekko zaskoczona jego obecnością wyszła na zewnątrz. Holin spojrzał na Ambre i rzekł miło:
-Chciałabyś się jeszcze o coś zapytać? –Dziewczyna niepewnie na niego spojrzała.
-Tak… To znaczy, jeżeli Emma przeszła przez coś takiego to czy i ja będę musiała? –zapytała spoglądając na starca nieśmiało.
-Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Możliwe aczkolwiek nie jestem pewny. Widzisz w przypadku czarodziei to łatwe do przewidzenia lecz jeśli chodzi o wojowników… rzadko się to zdarza, a jeżeli już to z niewiadomych przyczyn.
-Chcę jeszcze zapytać o pewne określenie jakim mnie nazywały. –Holin spojrzał na nią zaciekawiony. –Tygrysica. Wiesz może dlaczego powiedziały do mnie w ten sposób? –starzec zastanowił się i rzekł:
-Tak ale dowiesz się w swoim czasie. –uśmiechnął się, a Ambre podziękowała i wyszła by chwilę później zacząć trening z Danielem.
Szatynka szła za Georgem na miejsce gdzie leżała księga. Mężczyzna stanął tak jak wcześniej i spojrzał na nią, a później na księgę znacząco. Dziewczyna szybko przyłożyła swój medalion do znaku, a okładka p raz kolejny się ruszyła ukazując wnętrze zapieczętowanego „skarbu”. Znów ukazały jej się znane słowa „Spis Tajemnic”.
-Mam nadzieje że nie muszę tłumaczyć przekazu jaki otrzymałaś wczoraj. –Emma spojrzała na niego nie rozumiejąc niczego. Starzec jedynie westchnął mówiąc coś pod nosem  i rzekł:
-Czarny wilk. –Emma dopiero wtedy załapała.
-Co mam teraz zrobić? –zapytała, a George spojrzał na nią ironicznie. Dziewczyna zwróciła wzrok na spis i odnalazła ciekawiącą ją rzecz. Wtedy rzekła cicho:
-Amazonki. –a księga znów uniosła się, a strony się przewróciły, a opadła dopiero gdy oczom Emmy ukazała się smukła postać kobiety odzianą w brązowy płaszcz ze skórzanymi *karwaszami. Trzymała w ręce łuk, a za pasem miała sztylet.
-Więc interesuje cię wizyta tych czarownic. Jak opisany jest rysunek? –zapytał. Dziewczyna szybko zwróciła wzrok na maleńki podpis pod obrazkiem.
-„Magiczny klan zamieszkujący najgęstsze z lasów.’” –spojrzała na Georga, a on westchnął.
-Może i wyglądają jakby można było pokonać je byłe magią lecz tak jak przeczytałaś są „magiczne”. Nie łatwo jest zobaczyć Amazonkę, a pokonać ją to prawie niemożliwe.
-Prawie? Czyli komuś się kiedyś udało? –zapytała Emma wsłuchując się w każde słowo swojego nauczyciela.
-Można tak powiedzieć… Ale jeżeli komuś się udaje zostaje wciągnięty do ich szeregów. –starzec mówił obojętnie lecz przy tym zdaniu spojrzał na Emmę, która lekko się przestraszyła.
-Jak to? Czyli że teraz mnie…
-Nie. Dopóki tego nie chcesz i umiesz się nim opierać nic ci nie zrobią.
-Ale ja nie wiem nawet jak to zrobiła?! –powiedziała przejęta dziewczyna.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie… Co czułaś? –Dziewczyna odetchnęła i zastanowiła się:
-Najpierw ogromny strach lecz gdy chciały nas zmusić poczułam złość. Wtedy to uczucie rozlało się po całym moim ciele, a gdy próbowały nas zaczarować po prostu chciałam by odeszły. Nienawidziłam ich i wtedy to się stało. Czułam wtedy ogromną moc wewnątrz siebie jakby jakaś niewidzialna siła płynęła we mnie. –George spojrzał na Emmę znacząco. –Czyli ta moc wyzwala się gdy jakieś uczucie góruje nade mną? –Starzec podniósł oczy ku niebu i westchnął jakby mówił „Nareszcie”. –Ale jednego nie rozumiem. –George spojrzał na mnie przymrużając powieki. –Jak mam tym kierować? Przecież jak się na kogoś zezłoszczę to mogę zrobić coś czego bym nie chciała.
-Dlatego musisz nauczyć się opanowywać uczucia i okazywać je jedynie gdy będą potrzebne. Ale nie tylko. Nauczysz się dzięki temu stopować swoją moc. Bo wiadomym jest że taka dziewczynka jak ty nie zawsze się opanuje więc stopień użycia mocy też jest ważny. –Emma jedynie skinęła głową. Rozumiała swoje położenie i postanowiła postarać się jak tylko może, a pierwszym punktem było nie wpadnięcie w oburzenie gdy nazwał ją „dziewczynką”. Wzięła głęboki oddech i jeszcze raz kiwnęła głową. –Nie jest źle ale zbyt dobrze tez nie jest. Nie pokazuj że się wściekasz. –rzekł George, a jego słowa świadczyły o tym że specjalnie sprowokował Emmę. –Tylko musisz uważać by przy zbytniej radości też nie zwariować bo to co mówiłem nie tyczy się jedynie negatywnych cech. –po tych słowach odszedł. Emma spojrzała na książkę i zaczęła czytać…
Wspaniałe wojowniczki i bezbłędne łowczynie. Ich podstawowym wyposażeniem jest łuk ale nie mnie dobrze posługują się mieczem. Lecz strzeż się bo jest to lud któremu sprzeciwić się to wielki błąd. Ogromna moc której się uczą nie pochodzi jedynie z wysiłku fizycznego ale i z tego co płynie wewnątrz nich. Rzeka którą uznają za matkę nie jest zwykłym strumieniem. To pradawna kobieta, która swoją mocą przerażała nawet największych magów. Została zaklęta i nikt nie widział później nic tylko ta rzeka która płynie jest jedyną rzeczą która po niej została. Magiczny klan jest niepokonany, a kto raz do niego przystąpi już nie odejdzie. Uważają mężczyzn za niższy byt, a każda z nich nazywa się siostrą na pamiątkę tego że stanowią jedną rodzinę.
         Istnieje jednak zakazana moc… Moc o której nikt nigdy nie słyszał i one są jego źródłem…
***
*karwasze -można nazwać je przedramiennikami. Służą łucznikom do ochrony przedramienia by cięciwa nie raniła skóry. Robione zwykle ze skóry.

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 12



-Co tu robisz? –zapytała hardo Ambre. Amazonka westchnęła i omiotła spojrzeniem wnętrze namiotu.  -Spójrzcie na siebie. Więżą was tu i nawet nie pozwalają zaznać wolności. –zaśmiała się.
-Kto powiedział, że jesteśmy tu przymusem? Tylko głupiec chodzi po nieznanym sobie lesie sam i to w czasie wojny. –wtrąciła się Emma.
-Widzę, że jesteście waleczne. To dobrze. Ale źle, że postrzegacie las, jako wroga. On jest przyjacielem. –znów się zaśmiała. –No może przyjacielem, który dość często chce was zabić. Jeden fałszywy ruch i po was, ale… gdy nauczycie się z nim współgrać i staniecie się jego jednością to może nie pozbawi was życia.
-Nie uważamy lasu za wroga.
-Po prostu nie jesteście jeszcze oświecone. Ale to już niedługo.
-Nigdzie się nie wybieramy. –powiedziała Ambre i na dowód podeszła krok w jej stronę. Na ten ruch Amazonka zaśmiała się.
-Jesteście jeszcze nieoświecone i głupie. Też kiedyś taka byłam. Brałam wszystko na poważnie i nie widziałam prawdziwego dobra. –Przestała się uśmiechać. –Teraz go widzę. Jesteście moim celem, a musicie wiedzieć, że jako córka Amazonki zawsze osiągam to, co chcę. Zawsze. –Nagle rozległo się wycie. Brązowowłosa odwróciła się do wejścia, przez które weszła do środka ogromna czarna bestia. Wyglądała jak wilk, lecz była wiele razy większa. Bursztynowe oczy były skupione i piękne, lecz przerażające za razem. Futro spowijał czarny kolor wtapiający się w ciemność. Wilk podszedł do Amazonki i trącił ją nosem.
-Cześć Mała. Już czas? –Na te słowa bestia podniosła łeb i zawyła przeciągle. Jakby chciała kogoś przywołać. –Więc czas na nas. –Brązowowłosa odwróciła się do dziewczyn. –Ponieważ się sprzeciwiacie trzeba zastosować radykalne metody. –Siostry spojrzały na nią przenikliwie, lecz wtedy rozległ się inny głos na zewnątrz namiotu.
-Siostro już czas.
-Sprzeciwiają się. –Wtedy do namiotu weszła kobieta w ciemnoczerwonym płaszczu i podeszła do przyjaciółek. Wtedy Ambre powiedziała hardo.
-Nigdzie z wami nie pójdziemy. Jesteśmy tu z własnej woli, więc nie zmusicie nas byśmy stąd odeszły. Może nie wiem zbyt wiele o tym miejscu, ale jak chcę to umiem przyłożyć. –Wtedy nowoprzybyła zatrzymała się.
-Tygrysica? –Zapytała brązowowłosej.
-Na to wygląda. Ciekawi mnie, kim będzie nasza druga przyjaciółka. –Emma zmrużyła oczy.
-Nie jestem waszą przyjaciółką i wątpię bym kiedykolwiek nią była. –Wtedy obie uśmiechnęły się.
-Czas na zaklęcie siostro.
-Tak. –Ambre i Emma spojrzały na nie niezrozumiale. Obie Amazonki splotły ręce złączając na górze wskazujące palce i powiedziały coś w niezrozumiałym języku. Nagle przyjaciółki poczuły się senne. Starały się utrzymać na nogach i odpędzić to uczucie. Ambre upadła na kolana machając głową. Spojrzała nienawistnie na Amazonki, które wpatrywały się w nie obojętnie.
-Po czymś takim na pewno wam nie zaufamy! –Krzyknęła nagle Emma. Jakby wyrwała się z letargu. Postacie w płaszczach spojrzały na nią zdziwione.
-Czyli to prawda. –Rzekła Judith. Ambre także patrzyła na nią zaskoczona.
-Pożałujecie… -rzekła Emma i także wypowiedziała jakieś słowa w nieznanym języku. Niewidzialna siła wypchnęła Amazonki na zewnątrz. Wtedy Emma upadła na ziemię, a czarna bestia zniknęła. Ambre otrząsnęła się i przypadła do przyjaciółki.
-Emma! Jak… -nie mogła uwierzyć. Co to było? Wiatr? Nie na pewno nie. Czary…
-To Amazonki! –rozległ się krzyk na zewnątrz, a po chwili nie można było już rozróżnić dźwięków. Emma leżała bezwładnie na ziemi, a jej przyjaciółka, mimo że nie do końca rozumiała, co się stało starała się zachować spokój. Jedyne, co teraz mogła racjonalnie pojąć to świadomość, że jej przyjaciółka, a za razem siostra potrzebuje pomocy. Nagle zdarzyło się coś dziwnego. Włosy Emmy poskręcane w ciemnobrązowe loki sięgające zaledwie ramion zaczęły się prostować, ciemnieć, a po pewnym czasie Ambre zauważyła, że wydłużyły się i teraz dotykały łokci. Przestały się zmieniać po kilku chwilach, lecz Ambre wciąż była oniemiała. Wtedy do namiotu wpadła Miranda. Zdyszana spojrzała na dziewczyny poczym szybko kucnęła przy Emmie i tak samo zdziwiona przyglądała się jej włosom.
-Co jej się stało?
-Szczerze ci powiem, że nie mam pojęcia. –rzekła Ambre. –Ale trzeba ja położyć. –Rudowłosa przytaknęła jej i obie podniosły ją i położyły na łóżku. Później Ambre usiadła na swoim trzymając się za głowę i spoglądając na swoją siostrę. –Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. –rzekła zmęczonym głosem.
-I to jeszcze nie koniec.  Co właściwie się stało? –zapytała siadając koło dziewczyny.
-Amazonki chciały chyba nas stąd zabrać. Mówiły coś o rytuale i jakimś tygrysie. Wybacz, ale nie mam już siły, a chyba Holin i Daniel też będą chcieli to usłyszeć, więc wolałabym zostawić sobie trochę sił. –Spojrzała niepewnie na Mirandę, na co ona skinęła ze zrozumieniem głową i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
                Wrzawa na zewnątrz ustała, więc Ambre postanowiła zobaczyć, co się dzieje. Miała żal do siebie, że nie pomogła, ale z drugiej strony, co mogła zrobić? Na głównym placu gdzie jedzono posiłki leżało kilku rannych, nad którymi pochylali się jacyś ludzie.
-One nie znają granic. –usłyszała głos przy sobie. Daniel stał wpatrzony w pobojowisko. –Mają szczęście, że nikt nie zginął. Poco właściwie tu przyszły? –Spojrzał na dziewczynę podejrzliwie.
-Chciały nas przeciągnąć na swoją stronę. Nie poszło im zbyt dobrze. –Chłopak podniósł jedną brew w zdziwieniu.
-Zwykle im wychodzą takie napady. Dlaczego tym razem nie wypaliło?
-Emma. Nie wiem, co to było, lecz wypchnęło Amazonki z namiotu. Coś jak…
-…czary. –dokończył za nią Daniel. –Robi postępy tak jak i ty, lecz u niej są większe. –Ambre spojrzała na niego niezrozumiale. –Opowiedz mi, co się stało.
-Może zacznijmy od tego, że twoja siostra weszła do namiotu… -opowiedziała mu całą historię. Daniel wysłuchał jej do końca i roześmiał się.
-Emma jest utalentowana, lecz myślałem, że nic nie zaskoczy tych wiedźm.
-Sama nie mogę tego pojąć. Wasz świat jest zupełnie inny niż nasz.
-Pod jakim względem?
-Zawsze wierzyłam, że istnieje coś takiego jak magia. Lecz nigdy nie myślałam, że będę mogła ją zobaczyć na własne oczy. –rzekła z wyraźnym namysłem.
-Nie spodziewałaś się tego.
-Właściwie to nic mnie już nie zaskoczy. Równie dobrze mógłbyś się zmienić w ogromnego trolla, a ja bym stała i nawet nie mrugnęła okiem.
-Uważaj, bo możesz się nie mylić. –zaśmiał się. W czasie naszej rozmowy do namiotu wszedł jakiś człowiek, lecz po chwili wyszedł.
-Kto to był? –zapytała Ambre spoglądając na postać znikającą w mroku. Był to mężczyzna i tylko tyle udało się zarejestrować Ambre.
-To Chris, uzdrowiciel. Widać twojej przyjaciółce nic nie jest. –powiedział spokojnie. –Za szybko wyszedł. Może też go potrzebujesz? –Popatrzył na dziewczynę podejrzliwie. Ambre w rzeczy samej wyglądała dziwnie słabo.
-Nie.
-To mam nadzieję, że nic nie przeszkodzi wam we śnie chodź twoja przyjaciółka…
-…zasnęła. –dokończyła za nim Miranda wychodząca z namiotu. –Daj jej już odpocząć. Nam też przydałby się zresztą sen. –Daniel uśmiechnął się do rudowłosej pobłażliwie i rzekł:
-W porządku. Dobrej nocy. –Razem z dziewczyną odeszli. Ambre weszła prędko do środka i spojrzała na śpiącą, teraz już, szatynkę. Westchnęła.
-Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. -Opadła na posłanie i w mgnieniu oka zasnęła słysząc jeszcze odgłosy na zewnątrz.