Rozdział
3
Ambre wstała jak zwykle przed wschodem
słońca. Przynosił jej ukojenie i spokój. Wschód słońca był tego ranka bardziej
czerwony niż zwykle. Iskrzył się niczym rozżarzone węgle, które przed chwilką
wyjęto z jaskrawego ognia, a po chwili przemieniało się to w pomarańczę dorodną,
która czeka na zerwanie. Wszystko to kończyło się wraz z blaskiem gwiazd, które
dawały nadzieję i spokój, którego nigdzie indziej nie da się doznać. To
wszystko dawało wschodowi wspaniały wyraz. Każdy z nich był dla Ambre inny i
jeszcze bardziej wspaniały niż poprzedni. Siedziała na balkonie i czekała na
pierwszy promień, który ogrzewa jej twarz. Gdy się pojawia czuje jakby
przechodził przez nią ciepły dreszczyk, który wywołuje na jej twarzy uśmiech.
Gdy Emma wstała zobaczyła, że Ambre nie
ma w łóżku. Zaczęła się martwić, lecz wystarczyło, że spojrzała przez okno i
już wszystkie obawy znikły. Widziała wschód słońca, który przez chwilę przysłonił
się sylwetkę jej przyjaciółki. Dziewczynki obie już wpatrywały się w pierwsze
promienie wschodzącego słońca. Każda chwila przybliżała je do odejścia od
jasności i wejścia do środka, jednak, że nie martwiły się tym, lecz cieszyły
się chwilą, która dawała im tyle radości i spokoju. Cały świat znikną zostały
tylko one i słońce. Tą błogą ciszę przerwało wołanie matki Emmy. Szybko i
zręcznie ubrały się i zeszły na dół. Dochodziły z jadalni przewspaniałe
zapachy. Przeplatała się woń świeżego i chrupiącego chleba oraz ciepłego mleka.
Dziewczynki przyciągały te zapachy i z lekkością zsunęły się po schodach. Emma
osunęła się na krzesło z wielką gracją, jakby robiła to, co dzień. Tego wszyscy
mieszkańcy Gradewood zazdrościli jej. Była miła i sympatyczna, nigdy nikogo nie
urażała i wszystko, za co się zabierała, każda praca, którą wykonywała
sprawiała jej przyjemność, ponieważ umiała dostrzec pozytywne strony i cechy
wykonywanej przez siebie roboty. Myślała racjonalnie i zawsze uważała na to, co
robi. Kochała wszystko, co żyje, a najlepszym dowodem na to jest jej najlepsze
miejsce do spędzania wszystkich wolnych chwil, czyli las.
Ambre podobnie jak jej przyjaciółka tak,
że była miła i kochała wszystko, co żyje, jednak ona była pełna energii i
ekscytacji. Wszystko dla niej było piękne i wspaniałe. Każdy choćby najmniejszy
ptaszek czy kwiatek był dla niej cudem. Zaskakiwało ją piękno przyrody i jej zwyczaje.
Dla obu dziewczynek wydawał się świat piękny, lecz każda wyrażała się w inny
sposób. Obie rozumowały tak samo, lecz inaczej to przedstawiały. Nikt na całym
świecie nie miał takiej wyobraźni i wszechstronności jak one.
Nawet nie zauważyły jak miną im cały ranek
i jak znalazły się w domku.
-Dobra
to, od czego zaczynamy? –Zapytała Ambre.
-No
przecież trzeba najpierw zerknąć na projekty.-Powiedziała Emma i wyjęła ze
skrzyni małą szkatułkę gdzie były one złożone. Każda wzięła swój i zaczęły się
prace.
-Najpierw
trzeba poznosić patyki i jakieś gałęzie.
-Dobra
ty idź ich poszukaj, a ja sprawdzę czy aby na pewno wszystko się zgadza
powiedziała Emma. Ambre zaś zeszła z domku i poszła poszukać gałęzi. Oddaliła
się już tak daleko, że wcale nie było widać ich zagajnika. Wtem zobaczyła małą
dziuplę. Podeszła do niej, a co tam zobaczyła zadziwiło ją bardzo. W środku na
samym dnie leżały dwa kamyczki o tym samym kolorze. Wyjęła je i dmuchnęła na
nie by kurz osadzony na nich zmył się. Nagle nad nią wszystko, co się wniosło,
wraz z wiatrem, opadło na to samo miejsce. Więc znów spróbowała i znów opadło
na to samo miejsce. Szybko pobiegła do Emmy By pokazać jej to, co się stało.
Emma właśnie przygotowywała i mierzyła
ich domek go pojawiła się Ambre.
-Co
ci się stało?! Wyglądasz jakbyś przebiegła cały las.
-Możliwe,
że tak było. Ale patrz! Znalazłam je w dziupli nie prawdaż, że są piękne? –I
otworzyła ręce. Wtedy oczom Emmy ukazały się dwa kamienie o identycznym
kolorze.-Mam pomysł! Weźmy po jednym i zróbmy w swoich domach dla nich
specjalne miejsce. Każdego razu, gdy przychodzić będziemy do siebie będą…
-Chyba
się rozpędziłaś. Nie dajesz mi dojść do słowa. Według mnie to może wpierw
obejrzeć je. No, bo przecież jak mogły znaleźć się wewnątrz pnia. Choć może
ktoś je tam włożył. Sama już nie …
-Tak,
tak, ale kto był by tak głupi i włożył je tam. Ja to bym sobie je zostawiła, bo
są takie śliczne. Ciekawe, że… -za wahała się dziewczynka-, gdy próbowałam je
oczyścić dmuchając… wszystko unosiło się, a potem opadało na to samo miejsce.
Dziwne, prawda? –Emma pochyliła się nad kamieniami, które Ambre trzymała w ręce
i spróbowała dmuchnąć. Było tak jak Ambre opowiadała wszystko się wzniosło a
potem opadło na to samo miejsce.
-Faktycznie
bardzo dziwne. To na pewno jakieś …
-…czary.
Też o tym pomyślałam.
-Nie!
Przecież to nie możliwe. Chociaż ciekawie by było tak po marzyć. Ale to nie
możliwe powtarzam. – Powiedziała to i położyła się na hamaku.
-Oj,
no weź, że choć raz pomarz Emma. Ja mam już dość ciągłej tej twojej logiki.
Każdego dnia słyszę tylko fakty jakby… - Ambre przerwała wpół zdania i
popatrzyła na swoją towarzyszkę. Emma wstała i popatrzyła na nią z oburzeniem.
Ambre dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedziała i
zarumieniła się Obie wiedziały o tym, że źle postąpiły.
-Może
jak mówisz położymy je na wspaniałym miejscu. Takim jak to pudełko… -i wyjęła z
kieszeni małe złoto srebrne pudełko ozdobione muszlami i małymi dzwonkami
zawieszonymi na końcach. Ambre zdębiała z wrażenia.
-Skąd
to wzięłaś?
-Ze
strychu. Moja mama czasem sprząta tam i ja jej pomagam. Ale to pudełko
znalazłam sama.
-I,
co wzięłaś to bez pytania?
-Tak.
A co ja nie mogę już wziąć czegoś ze strychu?
-No
możesz, ale to nie w twoim stylu. –Ambre przyglądała się pudełku przez chwile.
Emma otworzyła pudełko. W środku były dwie podkładki w sam raz na kamienie. Nad
podkładkami widniał napis „UWIERZ”. –Jak myślisz, co to oznacza?
-Nie
mam pojęcia. Też nad tym myślałam, ale nic nie wymyśliłam.
-No
cóż trudno. Może potem na coś wpadniemy. A teraz włóżmy do środka kamyczki…
Dziwne, pasują jak ulał.
-To
naprawdę … dziwne, ale ja bym na to nie zwracała większej uwagi. To tylko taki
traf. Nic wielkiego. – I Emma wzruszyła ramionami dając znak, że trzeba już
wracać do domu.
-Emma jak myślisz powinnyśmy położyć to
pudełko na honorowym miejscu czy bardziej gdzieś schować.- Zastanawiała się Ambre,
gdy szły lasem do domu Emmy. Jednak odpowiedział jej tylko dziwny pomruk od
strony swojej przyjaciółki. –Nad czym się tak zastanawiasz? Przecież miałyśmy
już nie myśleć o słowie napisanym na pudełku.
-No
masz racje. Ale mi nie o to chodzi. Nie zdziwiło cię to, że te kamyczki były
jakieś dziwne. I ten brud … Nie sądzisz, że na to, co się stało nie ma żadnego
logicznego wytłumaczenia. –Podniosła głowę i spojrzała na nią a ona pojęła
znaczenie jej słów. Potem już się nie odzywały i w milczeniu weszły do domu.
Pani Wiliam czekała już na nie z kolacją. One usiadły bez słowa i zaczęły jeść.
-Cicho
tu jak w grobie. –Powiedziała matka Emmy i spojrzała na dziewczynki. –Coś się
stało? –Zapytała. Emma podniosła głowę i powiedziała:
-Nie
nic. Po prostu nie mamy, o czym mówić. –Odrzekła dziewczynka i z powrotem
spuściła głowę.
-No
dobrze udam że w to wierzę. –powiedziała kobieta i z widocznym zmartwieniem
wstała od stołu.
Obie dziewczynki leżały już w łóżkach
gdy odezwała się Ambre.
-Emma?
-Co…
-Jak
myślisz czy istnieje inny świat. Poza naszym… taki… Drugi Świat.
-…udowodniono
że… nie. Ale daj mi już spać.
-Dobrze.
Em…
-Ja
śpię. –powiedziała Emma pół przytomnym głosem. Ambre zrozumiała że jej
przyjaciółka nie ma ochoty na rozmowę i nie chce żeby jej przeszkadzano.
Następnego dnia obie dziewczynki
spóźniły się do pracy. Wstały z łóżek bez słowa i nie odzywały się do siebie aż
do wyjścia z samochodu przed sklepem.
-Ambre
pośpiesz się bo się znów spóźnimy. Pan Grysica nigdy nam tego nie wybaczy.
-Tak,
wiem. Już idę tylko wyciągnę moją torbę z bagażnika. –Nagle torba Ambre spada
na ziemię, a z niej wypada małe pudełko.
-Uważaj!
Coś ci spadło… Ambre to nasze pudełko! Po coś ty je wzięła?!
-Bo…
-Dobra
zbierz to i biegiem do środka. –Obie wbiegły pędem do sklepu. Tuż przy drzwiach
czekał na nie pan Rysica.
-Znów
spóźnione. –Pan Jan Grysica był średniego wzrostu miał małą bródkę i nosił
okulary. Miał już zsiwiałe włosy, oraz skórę miał już dość pomarszczoną. Widać
było wiele lat ciężkiej pracy. Miał donośny i bardzo mocny głos. Charakterem
był surowy, ale sprawiedliwy. Nigdy nie osądzał nikogo bez podstawnie, był
bardzo poważny, ale Ambre i Emma kochały tego starego człowieka. –No, moje
drogie panny. Dziesięć minut spóźnienia! Co macie do powiedzenia na swoje wytłumaczenie?
Słucham! –Powiedział tonem niezbyt przyjemnym, Pan Grysica.
-No…
Hm…
-Bo…
My tylko…
-Co
my tylko!? To nie jest po prostu straszne. Po raz kolejny zmarudziłyście przy
wstawaniu? –Zapytał pan Jan, ale z taką miną jakby dokładnie znał już
odpowiedź.
-…tak
proszę pana…
-,
…ale to się już więcej nie powtórzy. Obiecujemy! –Wykrzyknęła Ambre z widoczną odwagą,
lecz gdy pan Grysica spojrzał na nią pewność siebie znikła z jej twarzy.
-Mama
nadzieję. Tym razem przymknę na to oko, ale gdy się ta sytuacja powtórzy,
będziecie miały kłopoty. –Odrzekł znużonym głosem i doszedł pośpiesznie. Obie
dziewczynki spojrzały na siebie i podeszły do kasy.
-Ambre zaraz kończymy pracę. Choć
odmeldujemy się.
-Już
tylko ułożę te książki na swoje miejsce.
-Pomogę
ci.
-Nie
nie trzeba.
-Ale…
-Nie!
–Krzyknęła zła już Ambre.
-Dlaczego
tak krzyczysz? Wystarczy powiedzieć. –Nagle z twarzy Ambre zeszła złość, a
pokazał się smutek.
-O
rany. Co ja mam ze sobą zrobić? Czuję się tak źle, że nawet na ciebie krzyczę.
Co się ze mną dzieje? Czuję, że gdzieś muszę wrócić, ale nie wiem gdzie. To
uczucie jest dziwne.
-To
prawda ja też to czuję. Ale nie smutek, a złość. Złość, która narasta i jest,
co raz bliżej wystrzelenia.
-Może
faktycznie chodźmy się odmeldować. –Obie wstały i poszły do pana Grysicy.
-Naprawdę nie wiem, dlaczego nie chcesz
jeść kolacji. –Odezwała się pani Wilam, gdy dziewczynki usiadły do posiłku. –Zjedz,
choć kawałek.
-Mamo,
proszę. Nie chcę nic jeść.
-No
dobrze nie będę cię zmuszać. –Ambre i Emma przy kolacji siedziały cichutko. Nie
odzywały się do siebie, co dziwiło mamę Emmy, to znaczy Marię. Zawsze uważała
Ambre za radosną i rozgadaną dziewczynę, która trochę rozświetli ich dom, a tu nic.
Normą w jej życiu była dziewczynka cicha i zaczytana. „Przydałoby jej się w
życiu trochę rozrywki”. Ambre poszła na górę dziękując za posiłek. Emma została
tylko z mamą.
-Emmo.
Powiedz kochana, co cię trapi. Jakieś dzisiaj z Ambre smutne jesteście. Czy coś
się stało?
-Nic
mamo. Ja też już pójdę. –Emma wstała od stołu i pobiegła na górę za Ambre. Gdy
weszła do pokoju zobaczyła jak jej towarzyszka stoi, a w dłoni trzyma otarte
pudełko.
-Ambre…
wszystko dobrze? –Dziewczynka nadal stała bez ruchu, więc Emma podeszła do
niej.
-Czy
ty widzisz to samo, co ja? Patrz na napis. –Emma spojrzała na pudełko i też
zamarła. Zamiast napisu „Uwierz”, zobaczyły dwa medaliony, a kamienie znikły.
Obie dziewczynki spojrzały po sobie. Ambre wyciągnęła ze skrzyneczki jeden by
się mu przyjrzeć bardziej. Był lekko brązowy pokryty już rdzą jak się zdawało
Emmie. Miał kształt koła, w którym widniał łuk i strzały o wyraźnie innym
kolorze. Łuk był mocno brązowy zaś strzała miała srebrny grot i pozłacaną
lotkę, która z tego wszystkiego najbardziej rzucała się w oczy. Emma wzięła do
ręki drugi medalion. Był raczej srebrny, choć przez długie lata nie było do
końca widać. Była tam księga i co najbardziej dziwiło strzała, która miała
widoczny grot o zaostrzonej końcówce koloru złota a lotka o ciemnej bieli. U
obu medalionów gdzieś w tle był znak, ale dziewczynki niezbyt wiedziały, co to.
-Jak
myślisz skąd one się wzięły? –Jęknęła Emma- Czy może ty robisz mi znów jakiś
żart? –I spojrzała na nią pytająco
-Nie
przysięgam, że nic nie zrobiłam. To jakoś samo tak…
-Może
wiesz, kto tylko miał dostęp do tego pudełka.
-No…
tylko ja jak wzięłam wczoraj je z domku, gdy byłyśmy tam po południu.
-Nie
możliwe. Przecież to przeczy wszelkim teoriom logiki… -powiedziała Emma i
osunęła się na podłogę. Ambre kucnęła koło niej i złapała na ramię.
-A
może właśnie tak ma być. –Emma spojrzałam na nią pytająco a wtedy Ambre
zobaczyła u swojej koleżanki smutek. –Tu nie trzeba myśleć… -Emma przybrała
pytający wyraz twarzy. -…No daj spokój Emma przecież. Przecież musisz tylko
otworzyć swój umysł.
-Jak
to?! Otworzyć umysł. Ja go przecież otwieram, co dziennie i…
-Tak,
wiem. Ale otwierasz na nie to, co trzeba. Po prostu „Uwierz”. –Emma siedziała
na drewnianej podłodze i wpatrywała się w Ambre.
-Ale
to…
-„…
nie ma żadnego sensu”.- Dokończyła za nią Ambre. Nagle rozmowę dziewczynek
przerwały otwierające się z piskiem drzwi i do pokoju weszła pani Maria.
Spojrzała na nie, jednak Ambre szybkim ruchem ręki schowała pudełko za plecy.
-Czy
coś się stało? Tak szybko odeszłyście od stołu. –Widać było, że pani Maria
martwi się o dziewczynki.
-Nie
nic mamo wszystko gra.- I obie pośpiesznie wstały z podłogi.
-To
dobrze, bo mam dla was jabłecznik.