czwartek, 19 kwietnia 2012

Rozdział 1


„Drugi świat”
Rozdział 1
         Nikt nigdy by nie przypuszczał, że istnieje drugi świat poza rzeczywistością, poza naszym. Jest on dostępny tylko dla jego mieszkańców lub dla wybrańców. Po drugiej stronie istnieje nieskończony Lurd nazywany przez tamtejsze ludy Mex’ą.
         Matka nic nie odpowiedziała tylko zrobiła dziwnie złą minę i zatrzymała się przed sklepem.
-Tu wysiadasz.
-Dobrze.-Odpowiedziała Ambre z wyraźnym zażenowaniem. Jej oczy jaśniały blaskiem słońca, a jej włosy powiewały w pędzie piegu. Miała smutną i znudzoną minę. Nagle zadźwięczał dzwonek.
         -Ambre. Powiedz czy zrobiłaś to, o co cię prosiłam? No wiesz, ta książka o zjawiskach natury. –Powiedziała Emma, która była najlepszą przyjaciółką Ambre jeszcze z lat dziecinnych.
-Pewnie, że mam. Już ci daję. –I dała Emmie dużą książkę, na której było napisane: „Fantazje”.
Ambre i Emma pracowały w bibliotece i księgarni, ponieważ ich rodzice uważają, że książki to recepta na wszystko. Mają tam dział czytelniczy dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Jest tam tak cicho, że obie nienawidzą tam przebywać.
Po codziennej dawce czytania dla dzieci, po których kończyły pracę, Emma i Ambre poszły do lasu gdzie znajdował się ich domek na drzewie. Od dzieciństwa spotykały się by pomówić właśnie w nim.
-Czy ja dobrze słyszę? Twoja mama jutro wyjeżdża do Peliganu?! Ale masz szczęście.-Powiedziała Emma z zazdrosną miną. –Moja mama –kontynuowała Emma -nigdy nie zostawiłaby mnie samą w domu. Jak zwykle pozostawiłaby mnie babci Giadioli z Ganu?
-Ale no przecież wiesz, że ja… -powiedziała smutnym głosem Ambre i opuściła głowę. –Nie znam babci, dziadka –mówiła cichym głosem. -…Ani… -tu już mówiła smutnym i tak cichym głosem, że Emma ledwo ją słyszała. -…Ojca. –I tu z oka Ambre spłynęła łza, w której było zawarte całe jej cierpienie i ból z powodu tajemnic, które kryje przed nią matka. Lecz szybko ją otarła i opuściła głowę.
-Oj! Zapomniałam. Bardzo cię przepraszam. –Powiedziała Emma i poklepała Ambre po ramieniu. Dla nich obu to znaczyło wielkie współczucie.
-Mama wraca dopiero za dwa tygodnie. Czy wiesz, że dzięki temu będę mogła u ciebie nocować przez cały czas? –I Ambre spojrzała na Emmę z podekscytowaną miną.
-No pewnie, że wiem. Ale to wspaniale. Będziemy zupełnie jak… -Nagle Ambre przerwała jej.
-…jak najlepsze przyjaciółki. – Emma zmrużyła oczy i pociągnęła za linkę, która zwisała w zagajniku przy drzewie i z drzewa rozwinęła się drabinka do domku. Weszły na górę i rozmawiały jeszcze dużo czasu, jednak, gdy zaczęło się ściemniać obie musiały już iść do domu.
Ambre szła przez ogromny las. W takich właśnie miejscach czuła, że jest w domu. Każdy jej krok był zawsze cichszy i spokojniejszy, a jej oczy nabierały barwy żywej zieleni. Włosy zaś powiewały wraz z wiatrem. Ona sama dokładnie nie wiedziała, dlaczego tu jej jest najlepiej. Próbowała znaleźć odpowiedź, lecz żadna nie była wystarczająco zadowalająca. Jej to zupełnie nie przeszkadzało. Uważała, że to nadaje jej tajemniczości.
         Las był cały obsypany zielenią. To jednak nie było dziwne w Maju. Dla zwykłego człowieka wydaje się to normalne, lecz dla Ambre była to rzecz wspaniała. Dla niej przejście przez taki las było czymś więcej niż tylko spacerem. Był to klucz do zagadek, najlepszym miejscem na rozwiązywanie problemy i co najważniejsze domem. Nikt prócz Ambre nie czuł słabych podmuchów wiatru i nikt nie słyszał cichego szumu drzew uderzających o siebie jak morskie fale o skalny brzeg. Przejście przez las zawsze było dla niej czymś ekscytującym i choć to droga dłuższa od zwykłej i trudniejsza to chodziła nią, co dzień. Tego dnia jednak poszła najdłuższą drogą, jaką mogła pójść. Była to droga przez „las Maryli” później kręta droga prowadziła przez Zagajnik, w który obrastały ogromne krzaki i wiele małych drzewek to właśnie tam stał dziewczęcy domek na drzewie. Był tam tak, że mały placyk wysypany dywanem z mchu i liści koloru jesieni, które nigdy nie zmieniały barwy i nie kisły. Dla dziewcząt było to dziwne, bo gdy wchodziły z liści unosiły się malutki światełka, co dawało domkowi wspaniały i tajemniczy wygląd.
Z zagajnika można było iść dróżką, która rozdzielała się po pewnym czasie w lewo i w prawo. Ambre szła w prawo. Dochodziła wtedy do polanki gdzie stała stara leśniczówka Pana Hareia. Ambre i Emma mówiły na niego, Harry. Był zawsze bardzo miły, a na Ambre mówił po prostu Ame, a ona zostawała u niego dłuższy czas. Leśniczy zaś opowiadał jej historie o przeróżnych zwierzętach, które widział oraz o tych, o, których słyszał.
Później droga prowadziła przez gęsty bór i nad strumykiem gdzie się zawężała. Dalej już szło się prosto i było widać dojście do głównej drogi w lesie. Ona zaś już prowadziła do asfaltowej drogi, przy której znajdował się mały domek Ambre i jej matki. Od kiedy pamiętała mieszkała tylko z matką ona jednak nigdy nic nie chciała mówić ani rozmawiać o ojcu. Dziewczynkę zawsze to ciekawiło, ale mamie o tym nie wspominała.
         Ambre zastała matkę gotującą obiad.
-Cześć mamo. –Powiedziała dziewczynka spoglądając na nią. Matka nic nie odpowiedziała tylko stała dalej i mieszała w garnku zupę.
-Cześć mamo! – Ambre powtórzyła pytanie.
-O! Dzień dobry, dzień dobry. –Odpowiedziała jej matka z cichym zmartwieniem w głosie. Ambre wyczuła smutek w mowie swej matki i powiedziała:
-Czy na pewno wszystko dobrze mamo? Bo wydajesz się być smutna. –Matka nic nie odpowiedziała, lecz w istocie, Ambre miała racje. Coś ją trapiło, wciąż stała w milczeniu. Ambre poszła po schodach na górę do swojego pokoju. Po matczynym policzku spłynęła łza.
-Jest jeszcze taka młoda. Nie mogę znieść myśli, że moja mała córeczka może zginąć… -płacząc jej wywar zaczynał być coraz bardziej słony -…lecz sama na to się zdecydowałam… ona musi poznać prawdę, kto jest jej ojcem, a co najważniejsze…, kim my jesteśmy. –I kolejne łzy wpadały jej do zupy.
-Ciekawe, co stało się mamie? Może po prostu obierała cebulę… nie, bo wtedy powiedziałaby mi o tym… a co z tą miną… była jakby smutna i przygnębiona… to może być też coś ważnego… zwykle mi o tym nie mówi. –Ambre zamartwiała się, lecz po chwili otrząsnęła się i powiedziała: -
-No, ale nic. Czas na odrabianie lekcji… suma boków w trójkącie prostokątnym równa się… -w czasie, gdy Ambre odrabiała lekcję dochodziły ją zapachy spalenizny. –Mamo! Czy coś ci się przypala? Bo czuć tu spaleniznę! –Ambre nic nie usłyszała. Szybko zbiegła na dół. Matki nie było w kuchni.
-Mamo? Mamo! –Ambre wołała, lecz bez skutku. Przeszukała cały dom, podwórze i nic. Dziewczynka martwiła się. „Co się dzieje z mamą? Gdzie ona się podziewa?”. Wróciła do kuchni. Nagle zauważyła, że dywan jest podsunięty, chciała go poprawić, ale coś zwróciło jej uwagę. Pod dywanem była klapa. Ambre otworzyła ją, a dołu dało się słyszeć cichy płacz. Dziewczynka zeszła w dół.
-Mamo?! –Ambre nie wierzyła własnym oczom ta osoba, która siedziała w kącie to jej własna matka. –Mamo, co się stało?
-Nic córeczko. To tylko… ze wzruszenia. –Ambre wybiegła z tego tajemniczego przejścia. Już nie wiedziała, co o tym myśleć. Pomyślała, że może jej się przewidziało lub miała zwidy, więc zajrzała jeszcze raz. Zdziwiło ją to, bo niczego tam nie było. Matka zaś stała przy kuchence jakby nigdy nic. Ambre spojrzała na matkę, a ta uśmiechnęła się. Dziewczynka niczego już nie rozumiała. Wróciła do swojego pokoju i włączyła muzykę, która zawsze ją uspakajała. Lecz tym razem tak nie było Ambre nie mogła niczego pojąć. Siedziała na łóżku i wpatrywała się w podłogę.
-Ja już nic nie rozumiem. Może mam tylko zwidy. No, bo przecież była dziś ta nowa pracownica. Bo jeżeli to nie zwidy to, co? –Dalej siedziała w milczeniu, lecz w pełnym skupieniu „Jak były to jakieś zwidy to może być, ale jak nie to, co? Mogłoby to być… a już sama nie wiem… a może… nie…”. Tak siedziała i myślała przez całe po południe. Gdy zrobiło się ciemno dopiero wtedy wstała i zeszła na dół. Matka siedziała przy stole i jadła już kolację. Ambre bez słowa usiadła przy stole.
-Czy coś się stało? –Zapytała matka i spojrzała na nią z przenikliwym wzrokiem.
-Nie, nie nic. Tylko… no… nie porządku. –Wahając się powiedziała dziewczynka.
-To dobrze. Pamiętaj zawsze możesz mi mówić o swoich problemach. –Powiedziała matka i obie zajęły się już kolacją.
-Córeczko jeszcze jedno. Jutro wyjeżdżam, ponieważ pani Kinga mnie prosiła. Możesz nocować u Emmy, już pytałam się jej rodziców. –Ambre spojrzała na mamę ze smutnym wzrokiem. Lecz skinęła głową.
         Po kolacji, gdy Ambre leżała już w łóżku, jej myśli nie mogły się skupić. „Pamiętaj, zawsze możesz mówić mi o swoich problemach”
-Tak! Oczywiście! Tylko, czemu ty mi nic nie mówisz?! –Powiedziała, Ambre i położyła się. Nie mogła jednak zasnąć. Wszystko ją rozpraszało. Rozmyślała o tym, co się stało i o matce. Czemu od niedawna nic jej nie chce mówić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz