niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 9



                -Od kilku lat nasz kraj jest pogrążony w wojnie. Dawne lata świetności przeminęły wraz z ucieczką króla i jego rodziny. Jednakże to właśnie jej powrót, według legendy, miał odnowić i umocnić Mexę. Nikt nie miał pojęcia kim będą następcy tronu do czasu gdy nie odnaleziono dwóch medalionów… -starzec znacząco spojrzał na obie przyjaciółki. -… które znalazłyście. Gdyby nie one nie mogłybyście się tu dostać. –dziewczyny przypomniały sobie o nich. Wyciągnęły zza koszulek i spojrzały na nie. –Należały one do zaginionych dzieci Królowej Sebeth. Najwyraźniej nikt nie spodziewał się że zdołają ukryć dwie dziewczynki. –przyjaciółki nie były pewne czy dobrze słyszą. One miały być jakimiś zaginionymi spadkobiercami tronu? Nie, to nie może być prawda. Przecież dobrze znają swoje rodziny. Nawet rodziców!

-To chyba jakaś pomyłka… -powiedziała niepewnie Ambre

-Że niby my? Chyba coś jest nie tak, nie sądzicie? Dwie dziewczyny z niewiadomo skąd, mają zrobić niewiadomo co by odzyskać władzę. Bez urazy ale to totalny nonsens! –wypaliła Emma i zamilkła bo zdała sobie sprawę że starała przekonać do tego siebie samą.

-To jest najszczersza prawda. Wasze rodziny to także prawda jednak kobiety podające się za wasze matki to jedna osoba. –tym razem obie dziewczyny zdziwiły się jak jeszcze nigdy w życiu. –Królowa Sebeth nie chciała się rozstawać z żadną z was więc poprosiła mojego brata by użył zaklęcia podziału. Jej dusza rozszczepiła się na dwa oddzielne ciała. W każdym były różne cechy Władczyni. –Emma wciąż nie mogła oswoić się z faktem iż była z innego świata, a informacja o matce dodatkowo wzmocniła jej apatię. Jednak w głowie Ambre wszystko wciąż było poukładane. Starała się przeanalizować to co się stało.

-Możecie to przemyśleć w swoim namiocie. –powiedział do nich starzec i zerknął na Daniela.

-Tak, chodźcie ze mną. –powiedział chłopak i wyszedł z namiotu. Ambre wciąż w ciszy poszła za nim ciągnąc z sobą przyjaciółkę.

                Ich namiot był nieduży. Dwa łóżka, i jeden stolik. Ambre usiadła na jednym, a Emma na drugim. Zupełnie w odmienny sposób starały się zrozumieć co się stało. Emma miała wciąż burze w głowie. Nie mogła przyjąć do wiadomości że jej matka mogła ją okłamać. Ale to że jest z tego świata zupełnie jej nie pasowało i jakby w jej głowie wyskoczył błąd „Plik niepoprawny. Nie można przyjąć wiadomości. Proszę o wznowienie procesu.” Już sama nie wiedziała co zrobić. Ambre zaś nie mogła uwierzyć w to że jej myśli kiedyś się spełnią. Nagle wstała i wyszła z namiotu. Skierowała się w stronę strumienia nad którym wcześniej siedziały. Spojrzała na wodę która odbijała promienie słońca szybo płynąc między skałami. Usiadła na trawie i pogrążyła się rozmyślaniach. Niby wszystko wydawało się takie trudne do zrozumienia, takie bezsensowne. Dlaczego dla niej było to zupełnie normalne, a takie wspaniałe zarazem. Cos podpowiadało jej że nie ,ma się czego bać. Wystarczy jeżeli uwierzy w to że tu jest jej miejsce…

Jeszcze kilkanaście minut tak siedziała myśląc aż jej samotność nie przerwała dziewczyna o rudych włosach.

-Trudno to wszystko pojąć. –usiadła obok niej. –Najpierw zwyczajny człowiek, a w następnej chwili następczyni tronu. Ambre zerknęła na nią.

-Jakoś sobie radzę ale gorzej z Emmą… nie wiem jak ona sobie poradzi.

-Nie martw się jest silna, a przede wszystkim mądra. Prędzej czy później będzie musiała przyznać sama przed sobą że to właśnie jest prawda. –westchnęła i zmieniła temat. –Ale do rzeczy. Przyszłam tu bo skoro macie spędzić tu więcej czasu, wypadałoby byście umiały posługiwać się bronią. Postanowiłam z Danielem że chodź trochę was pouczymy. –wstała i zachęcająco machnęła ręką. –Zobaczysz że nie jest to wcale takie trudne, a Holin uważa że nawet nie mrugniecie oczyma, a będziecie umiały to co trzeba. –Ambre wzruszyła ramionami i ruszyła z Mirandą w kierunku polany. Jednak zatrzymała się przy swoim namiocie. Emmy nie było w środku. Zdziwiła się ale chwilę później poszła dalej. Jednak gdy zobaczyła miejsce gdzie prowadziła ją Miranda, zamarła ze zdziwienia…

                Gdy Ambre zniknęła za zasłoną Emma nawet nie zwróciła na to uwagi. Starała się jeszcze raz poukładać sobie wszystko w głowie. Teraz przynajmniej mogła, jako tako, myśleć świadomie. Spojrzała na swój medalion, wzięła go do ręki i potarła. „Gdyby nie znalazła cię wtedy Ambre wszystko byłoby prostsze. No tak… Ale co byłoby za kilka lat? Czy matko powiedziałaby jej o tym że ja okłamywała? A ojciec? Czy był prawdziwy?” Teraz musiała przyznać przed samą sobą że właśnie przyznała się że uwierzyła w to co usłyszała. „Tak… to prawda. Tą jedną rzecz mogę chyba zostawić bez logicznego wytłumaczenia.” Wiedziała że dalsze opieranie się prawdzie było bezcelowe. Jako realistka musiała stawić czoło faktom. Nagle jej samotność przerwała pewna dziewczyna.

-Wszystko w porządku? –zapytała siadając koło niej. Emma potarła twarz dłonią i rzekła:

-Mogło być lepiej. Ale trzeba pogodzić się z tym. –Rudowłosa spojrzała na nią z niedowierzaniem. Al. Chwilę później powiedziała:

-Zastanawiałam się, skoro macie spędzić tu trochę czasu, wypadałoby byście umiały się bronić. Daniel zgodził się ze mną i powiedział że będzie czekać na polanie przy namiocie Staruszka. –mrugnęła porozumiewawczo okiem, a Emma po obdarzyła ją tym rzadkim uśmiechem ulgi. Wstała razem z nią i wyszła z namiotu. Miranda skierowała się razem z nią na niewielka polanę. Po jednej stronie rozstawione były trzy stanowiska z tarczami strzelniczymi. Przy jednej stał mężczyzna z naprężoną cięciwą. W ułamku sekundy grot strzały znalazł się w niebieskim polu, po drugiej stronie stanowiska. Mężczyzna przekrzywił głowę i sięgnął do kołczanu przy nodze. Po drugiej stronie znajdowało się niewielkie ogrodzone miejsce na którym siłowali się teraz dwaj ludzie. Jeden przerzucił drugiego przez ramię by za chwilę zostać podciętym i runąć na ziemię. Stały tam także słupy na których trenowano fechtunek. Emma uśmiechnęła się pod nosem i podeszła za Mirandą do Daniela który stał przy niewielkim namiocie, prawdopodobnie koszarach. Na widok dziewczyny podniósł w zdziwieniu jedną brew lecz nic nie powiedział.

-Mam nadzieję że sobie poradzicie. –powiedziała rudowłosa i poszła w kierunku strumienia. Daniel uśmiechną się do ciemnowłosej i rzekł:

-Najpierw należałoby byś…

-…poszła ze mną –Emma podskoczyła ze zdziwienia i odwróciła się. Zobaczyła niskiego, krępego starca o krótko przyciętej brodzie. Był zgarbiony ale Emma zmierzyła go na oko i stwierdziła że gdyby się wyprostował byłby wyższy od niej o kilka centymetrów. Zmarszczki na twarzy wskazywały na wiele lat pracy. Miał tajemnicze oczy, które patrzyły ku górze spod zwężonych powiek.

-Wybacz mu. Czasem nie wie gdzie należy wstawić swoją kwestię. –rzekł Daniel przepraszająco. –To George. Jest jednym z najstarszych ludzi w wiosce. –schylił się w stronę Emmy i szepnął: -Ale i najbardziej zrzędliwym. –dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.

-Czyli to ciebie mam uczyć? –zapytał starzec skrzekliwym głosem. –Strasznie młoda jak na Panią Wszechmocy. Ale skoro Holin kazał to kazał. Chodź ze mną. –powiedział i odwrócił się idąc w głąb lasu. - Że też przyszło mi na stare lata nauczać bachory. –Szeptał pod nosem, a Emma spojrzała niepewnie na Daniela który z uśmiechem wskazał na Georga. Dziewczyna podążyła za starcem. Nie wiedziała specjalnie o co chodzi ale czuła że może zaufać Danielowi więc czemu nie?

                Chłopak przez chwilę obserwował zgarbioną sylwetkę znikającą za drzewami lecz chwilę później odwrócił się do nadchodzących dwóch postaci.

-To była Emma?- zapytała z niedowierzaniem Ambre, która była zdziwiona zachowaniem przyjaciółki. Jeszcze kilkanaście minut temu widziała ją w depresji, a teraz?

-Tak. Sam byłem zdziwiony bo sądząc po moich obserwacjach nie tak łatwo byłby ją przekonać. Ale Mirandzie najwyraźniej się udało. –spojrzał z aprobatą na dziewczynę.

-Czyli mam się uczyć tak? To od czego zaczniemy? –zapytała zniecierpliwiona Ambre. . Daniel uśmiechnął się pod nosem i skierował się w kierunku koszarów. Chwilę później wrócił z zawiniątkiem.

-Skoro masz uczyć się walki przydałby się nieco inny stój. Nie sądzisz? –Ambre dopiero teraz zdała sobie sprawę że jest w swoich starych ciuchach. Wzięła od Daniela ubrania i ruszyła do swojego namiotu.

                Luźne, brązowe spodnie i tunika związana na biodrach. Ambre nie narzekała z tego typu kolorem ani materiałem. Był w porządku. Mniej więcej dopasowany. Nie przeszkadzało jej to że trochę uwierał i drapał, liczyło się to że już za chwilę będzie trenować coś co zawsze chciała robić.

                Stanęła naprzeciw Daniela który zmierzył ją przenikliwym wzrokiem.

-W porządku. Podstawowym elementem w sztuce walki jest wczucie się w to co robisz i nie mówię już tylko o walce wręcz. Chodzi mi o to by wykorzystać swoje siły jak najmocniej ale z umiarem. –Ambre pokiwała głową. –Dobrze więc mnie uderz. –dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. –No uderz. Spokojnie… -zamachnęła się prawą rękę i robiąc wypad w przód prawie trafiła w jego ramię. Prawie, bo w ostatniej chwili chłopak uniknął ciosu umykając w bok. –Nieźle. Ale nie możesz pokazywać przeciwnikowi co planujesz. Trafiłabyś mnie gdyby nie zamach. Musisz wyprowadzić uderzenie z całego ramienia, a tym samym podążać ciałem za ciosem. Spróbuj jeszcze raz.

                Trening trwał jeszcze około dwóch godzin, a Ambre chłonęła każde słowo swojego nauczyciela, który w gruncie rzeczy był niewiele starszy od niej. W pewnych momentach dziewczyna upadała co prowadziło do tego że była cała umazana ziemią i błotem. Lecz mimo tego że robiła to pierwszy raz szło jej bardzo dobrze choć może to za mało powiedziane. Każde ćwiczenie wykonywała idealnie, jakby się tego gdzieś już uczyła.

                Zmęczona opadła na trawę zdyszana. Spojrzała na Daniela, który przysiadł obok niej.

-Jak to możliwe że nie jesteś zmęczony? –zapytała sapiąc, a on zaśmiał się pod nosem.

-Za kilka dni sama się przekonasz…

                Emma prowadzona przez starca weszła do małego zagajnika w którym znajdowały się dwa stoły. Na jednym stały najprzeróżniejsze fiolki i butelki z różnymi zawartościami. Zaś na drugim ogromna księga. Na samym jej wierzchu był widoczny znak który coś jej przypominał. Wyciągnęła zza koszulki medalion i porównała go ze wzorem. Był niewątpliwie taki sam. Starzec stanął po drugiej stronie stołu i rzekł:

-To księga którą otworzyć może jedynie ten medalion. –tu wskazał na okrągły przedmiot w jej ręce. –Mam nadzieję że Holin się mylił. Jak to możliwe by takie dziecko mogło być Panią Wszechmocy?! –westchnął. –To jest znak Oliona, najpotężniejszego maga na świecie. On zaklął ten medalion na prośbę dawnego władcy zwanego Bezimiennym. Ma wielką moc o jakiej niemożna nawet marzyć. Jednak słucha się tylko jego powiernika. Twoja siostra ma podobny. Tyle że je jest zrobiony przez brata Oliona, Amebisa, który wykuł go dla syna Bezimiennego, Arona. Jednak tamten długo nie miał swojej mocy. Dopiero Starszyzna Magów dała mu namiastkę mocy dzięki której Aron mógł zwalczyć Zło z Północy.

-Ale co to za Zło? Przecież głównym problemem teraz jest opętane wojsko.

-To tylko kit który wciska się zwykłym ludziom. Tak naprawdę niebezpieczeństwo płynie z północy. Kiedyś uśpione teraz budzi się do życia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz