Emma jak zwykle szła za George’em na miejsce
gdzie leżała księga. Jednak tym razem nie zajmowali się nią. Stanęli w
niewielkim oddaleniu od stołu. Starzec wyprostował się i wyciągnął ręce przed
siebie. Zamknął oczy i zmrużył powieki. Szepnął w nieznanym sobie języku kilka
słów i w jego dłoniach zapłonął ogień. Emma lekko się zdziwiła. Języki ognia
lizały jego ręce, ale nie parzyły go. Były jasne i świeciły jak prawdziwe.
Jednak w tym momencie starzec machnął jedną ręką, a płomień zgasł. Spojrzał na
Emmę, które oniemiała wpatrywała się w niego.
-Spróbuj to wykonać. Masz cały dzień. –rzekł i
skierował się do obozu. Jednak gdy już miał jej zniknąć z oczu Emma się
otrząsnęła.
-Jak mam to zrobić? Przecież nie potrafię!
–Starzec uśmiechnął się i rzekł:
-Tylko nie podpal lasu. – I już go nie było.
Dziewczyna załamała się. Jak ona miała niby wywołać płomień skoro nawet iskry
nie potrafiła? Spojrzała na księgę… „Olać starca! Przecież trzeba sobie jakoś
radzić!” W tym momencie podeszła do stołu i otworzyła księgę…
-Co ci się stało? –zapytała Ambre zdziwiona
powstrzymując śmiech. Jej siostra kierowała się właśnie do namiotu.
-Lepiej żebyś nie wiedziała. –odpowiedziała jej
Emma i odeszła. Wtedy Ambre ryknęła śmiechem. No bo powiedzcie jak tu się nie
roześmiać gdy ktoś ma przypalone włosy, ubranie prawie w strzępach, a całą twarz
czarną?
-Już? –zapytał Daniel podchodząc do Ambre. Ta
spojrzała na niego i znów się zaśmiała.
-Ciebie to nie bawi? –zapytała z uśmiechem.
-Może trochę. Ale przypominam ci, że jesteśmy w
trakcie treningu. –rzekł poważnie na co dziewczyna westchnęła.
-No jasne. Co ty taki poważny? –Chłopak nie
odpowiedział tylko wrócił na plac. Dziewczyna chcąc nie chcąc powlokła się za
nim.
Tym razem trenowali łucznictwo. Daniel
wytłumaczył jej podstawy, a ona ku jego zdziwieniu załapała w mgnieniu oka. O
dziwo przez jedno popołudnie osiągnęła lepszy poziom niż niektórzy łucznicy. Ale
chłopak celowo jej tego nie mówił.
-Źle. Celuj wyżej. –Dziewczyna musiała jeszcze
poćwiczyć, ale z pewnością w takim tempie opanuje w ciągu tygodnia zaawansowany
poziom.
Nagle Ambre usłyszała tentent kopyt, a zaraz po
tym do obozu wjechała dwójka żołnierzy. Ich ubrania były poturbowane, a konie
wycieńczone. Daniel od razu do nich podszedł. Coś do niego powiedzieli, a on
skinął głową i skierował się do namiotu Holina. Wykonałam ostatni strzał i
schowałam ekwipunek. Tym razem miałam zamiar się czegoś dowiedzieć. Cichaczem
zakradłam się pod namiot Holina i zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie:
-… ale Holinie to już 12 patrol! Nie możemy
siedzieć bezczynnie! Trzeba działać! Nie możemy sobie pozwolić na dalsze
pomyłki. Należy odwołać wszystkich i rozkazać by wracali do obozu. Nic już nie
zdziałają, a nie możemy ich narazić na jeszcze większe niebezpieczeństwo… Dobrze
wiesz, że oni nie cofnął się przed niczym…
-Danielu… -odezwał się spokojnie starzec. Chłopak
był cały roztrzęsiony. -… nie możemy działać pochopnie. Pomyśl co stanie się
gdy wszystkich na raz zwołamy z powrotem. – Wtedy Daniel jakby zamarł. Chyba
zrozumiał swój błąd. Przecież oni wtedy zdradzą położenie obozu.
-Wybacz mi. To wszystko przez…
-Nie martw się. –przerwał mu starzec. –Damy sobie
radę. –rzekł spokojnie. –Na razie nie podejmuj żadnych niepotrzebnych kroków. –Daniel
westchnął i wyszedł z namiotu. Ambre chwilę tak postała, lecz gdy chciała już iść
usłyszała starca… -Nie musisz się chować. –Najpierw stanęła w bezruchu lecz
chwilę później weszła do namiotu. Holin siedział na łóżku i powoli przeglądał
strony w jakiejś księdze. Gdy tylko dziewczyna pojawiła się w namiocie starzec
spojrzał na nią i uśmiechnął się. –Usiądź. -Ambre posłusznie to zrobiła. –Spokojnie.
Daniel zawsze taki jest gdy się czymś zbytnio przejmuje. Często podejmuje
pochopne decyzje. –rzekł starzec i zaśmiał się pod nosem. –To wciąż dziecko. Może
trochę przerośnięte, ale jednak dziecko.
-Chciałam się jedynie dowiedzieć jaki będzie
nasz ruch gdy kolejny oddział zniknie. –powiedziałam spokojnie patrząc na
starca.
-Jak widzisz na razie nic nowego nie będzie się działo.
Emma była wściekła. Nie, nie dlatego, że nie
udało jej się wykonać zadania. Wręcz przeciwnie. Zrobiła to. Lecz właśnie w tym
tkwił problem. Gdy po wielu próbach udało jej się w końcu wzniecić niewielki
płomień była tak szczęśliwa, że zapomniała o panowaniu nad emocjami i
momentalnie jej ręka „płonęła”. Ogień zaczął niekontrolowanie buchać aż w końcu
jej ubranie od gorąca się spaliło, a część jej włosów zniknęła.
Dziewczyna zdenerwowana poszła nad rzekę by się
umyć. Dostała od Mirandy ubrania na zmianę, lecz po drodze wszyscy mięli z niej
niezły ubaw. Stanęła nad rzeką i zaczęła wolno zmywać sadzę ze skóry. Starała
się jak mogła panować nad emocjami, lecz nie było to wcale łatwe. Chyba
zrozumiała lekcje jaką dziś udzielił jej ten stary piernik. Przekonała się dziś
na własnej skórze co dzieje się z magią gdy nie panujesz nad emocjami. Tylko,
że nie zmienia to faktu, że stary piernik mógł ją o tym poinformować.
Gdy skończyła się myć i zmieniła ubranie chciała
wrócić do obozu lecz usłyszała głos:
-Czyż to nie jedna z moich ukochanych sióstr? –znała
ten głos. Momentalnie odwróciła się w stronę lasu. Stała tam brązowowłosa dziewczyna. –Twój dzisiejszy
wypadek był wręcz teatralnie zabawny. Ale zaciekawił nasz Matkę. –Emma zwęziła
oczy.
-Czego chcesz? –zapytała na co Amazonka zaśmiała
się.
-Ciebie i twojej siostry. Przyszłam zabrać was
do domu. –powiedziała spokojnie.
-Nie mam zamiaru z tobą nigdzie iść. –powiedziała hardo Emma. Amazonka lekko podniosła kącik ust.
-Czyli wolisz ten zabawniejszy sposób… To
dobrze. Przynajmniej nie będzie nudno. –rzekła i zaczęła szeptać słowa w
nieznanym Emmie języku…