Czas na ROZDZIAŁ 14 ;)
***
-Przybyli posłańcy! –rozległ się krzyk z
końca obozu. Po piaszczystej ścieżce gnali na koniach dwaj mężczyźni ubrani w
plamiste płaszcze zielonkawego koloru. Zsiedli z koni i od razu udali się w
stronę Daniela, który stał przyglądając się Ambre. Dziewczyna miała teraz
przerwę i pomagała czyścić konie nowoprzybyłych.
-Tylko mi nie mówcie, że kolejny oddział
zniknął. –rzekł zrezygnowany chłopak. Mężczyźni spojrzeli na niego.
-Niestety.
-Który tym razem?
-12. Zaczyna być coraz bardziej
niebezpiecznie. Buntownicy opanowali całą północną część kraju. Jak fala
niszczą wszystko na swojej drodze.
-Ponadto.. –odezwał się drugi zwiadowca.
-…ludzie Rechalla zaczynają znikać, a na ich miejsce pojawiają się groźniejsi
żołnierze. Podejrzewamy, że mogą to być wojska Karissa, o których tyle
słyszano. –Daniel zamyślił się.
-To oni porwali nasz oddział?
-Nie mamy pewności.
-Śledziliśmy 12 przez jakiś czas, ale
ona po prostu zniknęła. Szukaliśmy przez kilka dni, lecz nie pozostał żaden
ślad.
-Rozumiem. Idźcie złożyć raport do
Holina. –rzekł chłopak, a dwaj mężczyźni skinęli głowami i odeszli.
Ambre przysłuchiwała się tej wymianie
zdań i teraz podeszła do Daniela.
-Powinieneś coś zrobić. –powiedziała
opierając się o drzewo naprzeciwko. Chłopak spojrzał na nią smutno.
-A, co ja mogę? Nie poślę kolejnego oddziału,
bo także zniknie. A zwiadowców nie mamy za wielu.
-Więc musisz zmienić trochę swój sposób
działania. -Chłopak podniósł brew zaciekawiony. –Wyłapują ludzi, bo wiedzą
dokładnie gdzie pojadą. Musisz stworzyć nową i nieprzewidywalną grupę. Innymi
słowy… musisz sam wziąć sprawy w swoje ręce. –Daniel popatrzył na Ambre zdziwiony,
ale pokiwał głową.
-Masz rację.
-Chętnie ci pomogę. –powiedziała
dziewczyna, lecz Daniel pokręcił głową.
-Nie jesteś jeszcze gotowa. –Ambre
zwęziła oczy. Szybkom ruchem zbliżyła się do niego wyjmując sztylet zza paska i
przytknęła mu do gardła. –Dalej sądzisz, że nie jestem gotowa? –zapytała chłodno,
lecz na Danielu nie zrobiło to żadnego wrażenia.
-Tak. –Dziewczyna poczuła ukłucie metalu
w okolicy brzucha. Wiedziała aż za dobrze, że to ostrze sztyletu.
-Punkt dla ciebie. –powiedziała i wolną
ręką odepchnęła go by mieć czas na złapanie lepszej broni. Gdy stanęła
naprzeciw niego trzymała w ręce, zamiast sztyletu jeden z drewnianych mieczy.
Nie zdziwiło jej to, że Daniel posiadał identyczną broń. –Tym razem nie będzie
tak łatwo. –powiedziała i uśmiechnęła się chytrze.
-Tylko mnie nie zanudź. –powiedział
obojętnie. Ambre była gotowa w każdej chwili zaatakować.
-Martw się raczej czy nadążysz.
–dziewczyna ruszyła w jego stronę. Zaczęła od prostego cięcia z lewej, które on
z łatwością odbił. Ambre w tej samej chwili wykonała odskok w bok by w
błyskawicznym tempie uderzyć go z drugiej strony. Ten cios także został
poskromiony, a tuż po tym na chłopaka runęła szybka seria cięć, które chłopak
lekko sparował. Dziewczyna była szybka. Nawet bardzo…
-Już ci wystarczy? –zapytał po jakimś czasie,
gdy starli się ostrzami.
-A, co zmęczony? –odparowała. Uśmiechnął
się poczym nacisnął na nią mocniej. Ambre odskoczyła w bok uchylając się od
ciosu, a jednocześnie podcinając mu nogi. Chłopak runął na ziemię, lecz w
mgnieniu oka przeturlał się w lewą stronę i znów stał na nogach. –Przekonała
cię? –zapytała dziewczyna wykonując kolejny cios tym razem w tors.
-Nie bardzo. –opowiedział Daniel, a
chwilę potem po raz kolejny starli się ostrzami. Tym razem chłopak zakręcił
ostrzem i w jednej chwili miecz Ambre leżał na ziemi, ale nie tylko on…
dziewczyna w tym czasie leżała przygniatając chłopaka do ziemi, a ostrze
sztyletu, który trzymała za paskiem, aktualnie był przyłożony do jego gardła.
-Wracamy do punktu wyjścia. –powiedziała
i uśmiechnęła się cwanie. Chłopak to odwzajemnił.
-Tu się z tobą zgodzę. –Wtedy po raz
kolejny poczuła na swoim brzuchu metal i kłucie.
-A, więc?
-Sądzę, że i tak nie jesteś gotowa.
–powiedział i w mgnieniu oka ich role się zamieniły i teraz ona leżała
przygnieciona do ziemi. Jednak jej ostrze wiąż było przytknięte do jego gardła.
-Po prostu nie możesz przyznać, że tym
razem ktoś może być od ciebie lepszy.
-A jesteś ode mnie lepsza?
-To chyba oczywiste.
-Nie wydaje mi się.
-A ja uważam, że przeciwnie. –odezwał
się glos tuż nad ich głowami. Ambre spojrzała na dziewczynę w rudych włosach, a
chwilę później stała już na nogach. Wokół całego zajścia zaczęła zbierać się
dość spora grupka osób, która teraz zaczęła się rozchodzić –Holin cię wzywa. –oznajmiła,
na co Daniel bez słowa ruszył do namiotu staruszka.
-Jeszcze się z nim policzę. –powiedziała
Ambre pod nosem.
-On wie, że jesteś dobra. –rzekła
Miranda. –Zwyczajnie nie umie przyznać się do porażki.
-Jak każdy facet, gdy pobije go baba.
–westchnęła blondyna i odłożyła na miejsce drewniane miecze.
-Daniel jest inny. Po jakimś czasie ci
to powie.
-No nie wiem.
-Jesteś po prostu pierwszą osobą, która
wytrzymała z nim w walce tak długo i nie dość, że udało ci się go trochę
zmęczyć, to jeszcze przygwoździłaś go. –Miranda uśmiechnęła się. –Jestem w
pełni po twojej stronie. Miło jest patrzeć jak Daniel dostaje po głowie.
-Następnym razem go pokonam. –powiedziała
Ambre. –Muszę jechać na ten zwiad.
-Tak… słyszałam jak o tym
rozmawialiście. To dobry pomysł, ale ja także uważam, że nie powinnaś jechać. –Blond
włosa popatrzyła na nią. –Doceniam twoje umiejętności, ale według mnie nie
możesz się tak narażać.
-Rozumiem to. Może być niebezpiecznie,
mogę zostać ranna, możemy wpaść w pułapkę, ale… -Ambre spojrzała na nią pewnie.
-… ja mimo to pojadę i nikt mnie nie powstrzyma. –Miranda uśmiechnęła się
widząc jej upór.
-Jesteś tak samo uparta jak on.
–powiedziała do siebie Miranda, ale dziewczyna już tego nie słyszała, bo
podbiegła do zbliżającej się Emmy.
Długa kolejka ciągnęła się od ogniska gdzie
wydzielano porcje. Grupki ludzi siedziały w różnych miejscach dyskutując na
różne tematy. Jednak wokół dwóch młodych dziewczyn trwało największe
zamieszanie.
-Ta walka była chyba widowiskowa.
–szepnęła Emma do swojej przyjaciółki. –Szkoda, że tego nie widziałam.
-Jeszcze zobaczysz, ale tym razem z nim
wygram. –odpowiedziała Ambre pewna siebie. Po tych słowach zabrała się za
jedzenie.
***
Czasem blogger mnie dobija...