sobota, 9 marca 2013

Rozdział 8



                    Letnie promienie oślepiającego słońca przeświecały przez korony drzew ruszanych lekkimi powiewami wiatru, dającymi wytchnienie w czasie dnia. Cichy śpiew liści oddawał wszystko w ręce marzeń. Ciemne włosy pojawiały się i znikały między krajobrazem. Za nimi powiewała pomarańczowa bluzka. Jednak gdyby się przyjrzeć ujrzałoby się jeszcze trzecią postać, całkiem z przodu w ledwo widocznym zielonym płaszczu. Szybkie tempo było skutkiem ranka jak powiedział to Daniel tuż po ruszeniu w drogę.
                    Ambre zerkała tylko, co kilka minut czy idzie za nią Emma jednak musiała także obserwować zielony płaszcz powiewający z przodu. Jaśminowe kwiaty migały tylko i nie uchwytne dla jej oczu stwarzały pewien rodzaj tajemnicy. Nagle materiał prowadzący zatrzymał się, a przez to dziewczyna musiała gwałtownie zahamować i ledwo, co na niego nie wpadła. Emma jednak biegnąca trochę dalej od Ambre zauważyła to wcześniej. Gdy chciały się już o coś zapytać, on uniósł rękę na znak by zamilkły. Wskazał im mały zagajnik i szybko się do niego udał, a one za nim. Kilka brzóz, jeden krzak daglezji i mała kępka trawy. Zdezorientowane przyjaciółki patrzyły wyczekująco w dal lasu. Nic nie widziały jednak Daniel uporczywie przyglądał się na wprost. Jakież było zdziwienie dziewczyn, gdy zza drzew kilkanaście metrów przed nimi wyłoniły się trzy postacie, okute w srebrzysto-czarne zbroje i dzierżące przy pasie miecz. Hełmy na głowach były podobne do wielkich garnków, ale na samą myśl o tym Ambre chciała się śmieć. Tak samo jak zbroje były koloru srebrzysto-czarnego z małym symbolem na czubku. Oprócz mieczy i swojego okucia posiadali ogromne, także czarne, tarcze. Na środku miały jednak wymalowany znak zielonego węża. Dzika postawa nie wskazywała na nic dobrego. Nic nie mówiąc szli po kolorowej i barwnej, ściółce patrolując teren. Rozglądali się i przeczesywali każdy zakamarek lasu. Jednak po kilku chwilach oddalili się i zniknęli z ich oczu. Daniel odczekał jeszcze nim poruszył się i cicho odezwał.
-To ludzie Rechalla. Powiem wam więcej, gdy dojdziemy na miejsce. – odwrócił się i znów ruszył szybko przed siebie. Obie dziewczyny spojrzał na siebie i ruszyły za zielonym płaszczem.
                    Gdy się zatrzymali minęła godzina. Przyjaciółki, mimo że biegły cały ten czas to nie były ani trochę zmęczone. „To dziwne, bo na w kilka lat temu byłam spocona jak mops. Może z wiekiem się to zmienia?”-myślała Ambre.
-To tutaj. –Powiedział Daniel. –Tylko przysięgnijcie, że nigdy nikomu nie powiecie o tym miejscu. –mówił z naciskiem jednak, mimo że to brzmiało dziwnie to obie klepnęły się w pierś pięścią i pokazały dwa palce (A). Daniel tylko podniósł brew w geście zaciekawienia i odwrócił się. –Oto nasz cel. –Wyszli na niewielką polanę, którą otaczały krzewy i drzewa. Stało tam za to wiele namiotów, a ruch także był niebagatelny. Daniel witał się z każdym, kogo mijali po drodze. Namiot, do którego weszli nie był duży, ale wystarczający by zmieścił się w środku mały stolik i łóżko oraz kilka krzeseł. W małym namiocie był tylko jedna osoba. Mały i krępy starzec, który tylko na widok Daniela wstał i przywitał się.
-Witam cię Danielu. Widzę, że przyprowadziłeś ze sobą gości.-wyszczerzył swoje zęby, niby to w uśmiechu, do dwóch przyjaciółek, które spojrzały na niego z grzeczności w wymuszonym uśmiechu.
-To jest Ambre i Emma - wskazał na dziewczyny, a one ukłoniły się z gracją.
-Miło mi jestem Holin jak już pewnie opowiadał Daniel. Witam w obozie Om. Usiądźcie proszę. -wskazał na trzy stołki stojące przy stoliku. -Czym chata bogata. -gdy już usiedli, a Holin wygodnie usadowił się na sianie Daniel rzekł:
-Czy znów był u ciebie Kalafin? - staruszek zmarszczył brwi i rzekł:
-Tak, ale nie chodziło o nic ważnego. Zwykły patrol...
-...znów zaginął?! - Daniel spytał się powstrzymując krzyk.
-Na prawdę to nie jest ważne. Na razie zależy mi tylko na bezpieczeństwie tych ludzi.
-Ale to już trzeci w tym tygodniu nie powinieneś czegoś zrobić?
-A, co ja mogę...
-Możesz zorganizować wojsko. Wstępnie mały dywizjon. - wszystkie oczy zwróciły się na Emmę, która z odwagą włączyła się do rozmowy, a w jej ślady poszła Ambre.
-Można by zwołać wieśniaków, którzy są przeciwko rządom Rechalla i zaatakować jeden z głównych zamków. Daniel, przecież mówiłeś, że jest znaczna większość jest za obaleniem władcy. Można to wykorzystać i spróbować, chociaż. Przynajmniej nie będą mówili, że nic nie robimy.
- Daniel pokiwał głową jednak Holin od razu zawołał:
-Wasz optymizm jest wspaniały, ale nasi ludzie ledwo radzą sobie ze zwykłym batalionem, a co dopiero z głównym zamkiem. Przykro mi, ale to zadanie nie jest na nasze siły.
-Możemy zacząć od małych wozów, które przejeżdżają przez las. Wozy podatkowe byłyby najlepsze. –stwierdził Daniel. Starzec popatrzył na Ambre, później na Emmę i rzekł:
-Myślałem, że to kolejne ofiary, Rechalla ale jednak tym razem miałeś oko. Ale wciąż nie jestem przekonany.
-My przyszłyśmy się tylko zapytać jak się tu znalazłyśmy. –Holin pytająco spojrzał na dziewczyny.
-Daniel powiedział, że pomożesz nam, a przynajmniej się postarasz. –Starzec zamyślony zapytał:
-Czyli, że nie jesteście z naszych stron?
-Sądzę nawet, że one są z innego świata. –Holin nagle podniósł się i zapytał:
-Macie dwa medaliony? Pokażcie. –Dziewczyny spojrzały po sobie i wyciągnęły z kieszeni dwa świecące przedmioty zawieszone na błyszczącym łańcuchu. –Teraz rozumiem. Więc witamy w naszym „Drugim świecie”! –Dziewczyny wciąż nie rozumiały. Ale nagle doszedł ich głos rogu, a zaraz potem paniczne krzyki i jęki. Nagle do namiotu wpadł wysoki mężczyzna w skórzanej zbroi.
-Daniel, patrol zawiódł przekupili Sama. Znaleźli obóz. Musimy stąd uciekać! –Daniel rzucił się do drzwi tylko jeszcze przez plecy powiedział:
-Pilnujcie Holina. Miewa czasem głupie pomysły. –Znikną za drzwiami. Dziewczyny spojrzały na siebie, a później na, Holina który znalazł się już po drugiej stronie namiotu.
-Na, co czekacie musimy uciekać! –Obie pobiegły w jego stronę. Starzec przeprowadził je przez mały zagajnik, który ciągnął się kilka metrów. Później wybiegli na polanę, lecz nie zwolnili tempa, a Holin jak na swoje lata biegał dość szybko. Słyszeli za sobą brzęk szabli i krzyki ludzi, którzy zostali za nimi. Ambre nie chciała się odwracać. Wiedziała, że to, co by zobaczy nie byłoby przyjemne. Ale z drugiej strony myśl o tym, że tam umierają bezbronni ludzie była nie do zniesienia.
                Las jakby ciągnął się w nieskończoność, a im bardziej się oddalali tym bardziej cichła wrzawa, która odbijała się echem. Biegli jeszcze przez dziesięć minut, gdy zatrzymali się. Nie słychać już było odgłosów walki.
-Jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie. –rzekł Holin zdyszanym głosem.
-Ale gdzie możemy się schować, bo podejrzewam, że będą nas szukać. –powiedziała Emma z przekonaniem
-Nie tylko nas. Wszystkich z wioski. Chcą ich zabić za złamanie prawa lub zaciągnąć do lochów by tam torturować. Ale my możemy pójść do pobliskiego, małego obozu zwiadowczego. Prawdopodobnie jeszcze się nie zorientowali, co się stało. –Obie skinęły głową. Bo co miały zrobić? Gdzie pójść? Droga do ich portalu została odcięta, a nie były pewne czy przywitaliby ich tak miło w mieście. Więc ruszyły za starcem.
                Gdy zobaczyły małą chatę z początku myślały, że to tylko zagajnik, lecz gdy podeszły bliżej zobaczyły małe drzwi i lekko brązowe już liście. –Holin zapukał do środka i bez wahania wszedł. Liche światło przeświecało przez otwór u samej góry gdzie splatały się gałęzie. W małym domku było zadziwiająco dużo miejsca. Ale mimo to stało tam tylko jedno krzesło, a przy jednej z lamp leżał stos gałęzi przykrytych słomą. Przy jednym z kątów stała postać w ciemno brązowym płaszczu, a spod kaptura wystawał rudy warkocz.
-Zaskoczyłeś mnie. –powiedziała i z uśmiechem przytuliła starca. Odrzuciła nakrycie, które ukazało piegowatą, wesołą twarz i Lśniące zielenią oczy. –Widzę, że chyba coś się stało.
-Napadli obóz. –odezwała się Ambre. Dziewczyna spoważniała i zamknęła za nimi drzwi.
-Jak to się mogło stać!
-Najwyraźniej mamy w obozie zdrajcę. –Rzekł z powagą Holin. –W każdym razie musimy wycofać się do zwiadowców w górach i przeczekać tam aż się nie uspokoi. –Dziewczyna pokiwała głową.
-Masz racje teraz las wypełni się ludźmi Rechalla. A tak poza tym... –spojrzała na przyjaciółki.
-Ambre.
-Emma. –odpowiedziały krótko, a dziewczyna ukłoniła się lekko.
-Miranda. Choć przyjaciele i brat mówią do mnie Miri. –przeciągnęła się i rzekła: -Musimy się pospieszyć. Pewnie już walka się skończyła, a Zielone Węże zaczęły węszyć. –Ambre i Emma niezbyt wiedziały, o czym oni mówią, ale miały niejasne przeczucie, że wkrótce się dowiedzą.
                Kolejny marsz tylko, że tym razem przez nieprzeniknioną puszczę. Powoli drzewa liściaste zaczęły zamieniać się w ciemno zielone iglaki. Nowopoznana dziewczyna sprawiała bardzo miłe wrażenie. Często, gdy sprawdzali kierunek rozmawiała z dziewczynami.
-Rozumiem, że jesteście przyjaciółmi Holina? –zapytała po raz pierwszy.
-No mniej więcej. Choć dopiero się poznaliśmy. –spokojnie odpowiedziała Ambre, ale Emma dodała dość zrzędliwym głosem:
-Nawet dokładnie nie wiemy jak się tu znalazłyśmy i chętnie chciałabym wiedzieć jak stąd wyjść. –Miranda spojrzała na nią niezrozumiale.
-To jest długa historia. Wszystkiego się dowiesz na miejscu. –Ambre nie wiedziała czy Holin powiedział to do jej przyjaciółki czy do nowopoznanej Mirandy, ale obie ta odpowiedź usatysfakcjonowała.
                Zobaczyli skaliste zbocze i zaczęli się wspinać. Szli ku górze przez kilka godzin, a gdy byli już prawie na szczycie poczęli obchodzić ją dookoła. Wtem ich oczom ukazał się wąski przesmyk, a tuz za nim niewielka polana i kilka namiotów. Teraz bez najmniejszego problemu zeszli na dół.
                Na miejscu przywitało ich dwóch mężczyzn w zielonych płaszczach. Mięli niezbyt wesołe miny.
-Jak to się mogło stać?! –zapytał na przywitanie jeden z nich. Holin westchnął i rzekł:
-Może wpierw odpocznijmy. Zaraz powinno się tu pojawić kilku przewodników wraz z ludźmi z Omy. –Miranda rzekła:
-Jak chciałybyście odpocząć to zapraszam. –Miranda wskazała przyjaciółkom niewielki strumyk kilkadziesiąt metrów od namiotów, który spadał spokojnie z góry.
                -Słyszałaś Holina. Nie możemy wrócić do domu, bo żołnierze Rechalla nas złapią. –powiedziała Ambre patrząc jak szybki nurt wody porywa kamienie z dna.
-Wiem. Ale to jest nie możliwe żebyśmy się przeniosły w czasie. To niemożliwe!
-A może nareszcie uznasz, że to prawda?
-To koszmar, z którego nie mogę się obudzić. –powiedziała Emma, ale jeszcze wtedy nie miała pojęcia, co tak naprawdę jest koszmarem.
-Więc nim żyj. Spraw byś była jego częścią, a nie tylko uczestnikiem. Możesz zmienić jego bieg. Przestań się stawiać i uwierz w to, co widzisz. –Ambre nie wiedziała, co się wtedy stało. W Emmie narodziła się nowa nadzieja, która jednak potrzebuje czasu. Ale wkrótce wyrośnie i stanie się jeszcze bardziej dla niej niezrozumiały, ale wspaniały.
-…w porządku. –Ambre się tego nie spodziewała, ale uśmiechnęła się na te słowa.
-Wiem, że może to głupie, ale chciałabym im pomóc. –Emma stanęła naprzeciw niej.
-Prawdę mówiąc to ja także chciałabym to zrobić. A skoro nie możemy wrócić do domu to… -Emma przerwała widząc postać wyłaniającą się zza drzew. Ambre odwróciła się żeby zobaczyć, za czym tak usilnie patrzy jej przyjaciółka i zobaczyła postać w zielonym płaszczu. Daniel wrócił z obozu, ale nie był zadowolony tak samo jak Holin, który z nim rozmawiał. Nagle starzec wskazał w stronę dziewczyn, a chłopak niezrozumiale pokręcił głową. Nic dalej nie zobaczyły, bo obaj schowali się w jednym z namiotów. Były jednak pewne, że rozmawiają na ich temat.
-Coś musiało się stać. –powiedziała podejrzliwie Emma.
-Masz rację. –przytaknęła Ambre. –Chętnie dowiedziałabym się, o co chodzi…